Will wylądował w szpitalu. Mar prawie poszła w jego
ślady, ale udało jej się wybłagać, by pielęgniarki tylko nałożyły jej opatrunek
na rany, a ona mogła wrócić do pokoju.
Stanęła przed drzwiami swojego pokoju i delikatnie
zapukała, poczym otworzyła drzwi i weszła do środka.
W pomieszczeniu zastała Nicka leżącego na jej łóżku
z nogami opartymi na ścianie i głową zwieszoną poza krawędzią łóżka. Veronica
stała obok swojego biurka wyraźnie czym podenerwowana.
- Gdzie byłaś? - spytała na wstępnie.
- Jak migdalenie z Willem? - powiedział w tym samym
momencie Nick, a Marceline od razu oblała się rumieńcem na wspomnienie
pocałunku - W ogóle żałuj, że cię nie było, chociaż wnioskując po twoim
rumieńcu myślę, że czas z Willem spędziłaś równie owocnie. Ominęła cię epicka -
położył nacisk na to słowo - pierwsza kłótnia Veremy. Epicka. Zrobili scenę na
całą stołówkę! - klasnął w dłonie.
Mówił z takim przejęciem, że Mar nie mogła się nie
zaśmiać. Veronica spiorunowała ich wzrokiem.
- O co? - spytała Marceline z lekko udawanym
przejęciem, by udobruchać siostrę.
- Zrobił mi scenę zazdrości, bo wpadłam na Gale'a
Jacobsena i on mnie złapał. I wyglądało jakbym go przytulała. A ten idiota Jer
zrobił mi scenę zazdrości.
- Oficjalna wersja. A prawdziwa jest taka, że Jer zapytał się czemu ona go
przytuliła, a po wyjaśnianiu uznał że nie do końca mu się to podoba. No i się
zaczęła... BUM - zrobił rękoma gest jakby coś wybuchało - Apokalipsa. Pamiętaj,
Mar - wskazał na nią palcem w nauczycielskim geście - Nigdy nie wkurzaj
Veronici Lynch. Nie, niestety to nie jest żona Rossa Lyncha. Wkurzona Vera to
jak wszystkie demony piekła i pięciu jeźdźców Apokalipsy razem wzięte.
Mar zaczęła się śmiać jak głupia. Entuzjazm Nicka
tak ją śmieszył, że w końcu rozbolał ją brzuch. Za to właśnie kochała swojego
przyjaciela. Jego humoru nie dało się nie lubić, potrafił ją rozśmieszyć w
każdej sytuacji.
- Nick? - spytała słodkim głosem Veronica. - Jak
bardzo kochasz swoje klejnoty?
Spojrzał na nią z mieszanką przerażenia i
rozbawienia, powoli przewracając się na brzuch i siadając.
- Bardzo - pisnął, widząc jej morderczy wzrok.
- To wynoś mi się stąd nim obetnę ci je zardzewiałą
piłą, którą trzymam w szafie na wypadek spotkania z Jigsawem. - zagroziła
śmiertelnie poważnym tonem i chłopak z piskiem, trzymając się za krocze,
wybiegł z pokoju, potykając się o własne nogi.
Marceline kolejny raz zaczęła pokładać się ze
śmiechu tak, że padła na swoje łóżko i zaczęła się po nim tarzać.
- Z czego się śmiejesz? - burknęła Veronica,
odwracając się bokiem do niej i zaplatając ręce na piersi.
Mar usiadła wyprostowana, zasłoniła dłonią usta i pokręciła
głową, próbując powstrzymać śmiech. Veronica westchnęła.
- To co ty tam z arcypodłym Williamem Evelem
robiłaś? - spytała z nutą podejrzenia w głosie.
Marceline automatycznie się zarumieniła, nagle
wyraźnie czując smak mięty na języku.
- Jeździliśmy konno... - wymamrotała, odwracając
wzrok.
- Na pewno...? - siostra uniosła brew.
Dziewczyna pokiwała głową, zasłaniając twarz
włosami. Nagle sobie przypomniała o Rillianne i Lily.
- Will miał siostry?
Vera spojrzała na nią dziwnie.
- Dwie. Skąd wiesz? Mówił ci?
- Nie, ale.. Widziałam je.. - szepnęła - I jego
matkę też...
- Widziałaś Jacquline Evel? To może lepiej będzie
jak poznasz całą historię... - zaproponowała Veronica niepewnie.
Mar pokiwała głową. Historia rodziny Willa z każdą
chwilą bardziej ją ciekawiła. Siostra usiadła po turecku na swoim łóżku i
podjęła opowieść :
- Jacquline po urodzeniu bliźniaków założyła
organizację zwaną Cieniami. W jej skład wchodzili ludzie, którzy przysięgli
wierność Nyks i Mrokowi czyli szefowi Cieni, w tamtym czasie Jacquline. Pod jej
dowództwem atakowali Szkoły, takie jak nasza Hacjenda, w różnych krajach, tym
samym próbowali obalić Radę.
Ale mówimy o Jacquline a nie o Cieniach.
Gdy urodziła dzieci przekonała, za plecami Zeusa, czyli faktycznego ojca bliźniaków, Aresa - zaczęła wyliczać na palcach - Apollina, Hadesa, Posejdona i Hermesa, ominęła tylko Dionizosa i Hefajstosa, iż William i... nie wiem jak ma jego siostra na imię...
Ale mówimy o Jacquline a nie o Cieniach.
Gdy urodziła dzieci przekonała, za plecami Zeusa, czyli faktycznego ojca bliźniaków, Aresa - zaczęła wyliczać na palcach - Apollina, Hadesa, Posejdona i Hermesa, ominęła tylko Dionizosa i Hefajstosa, iż William i... nie wiem jak ma jego siostra na imię...
- Rillianne. - wtrąciła Marceline.
- Aha, okay... Iż William i Rillianne są ich dziećmi,
błagając o ich błogosławieństwo. Wiesz żeby mieli moce od danych bogów.
Oczywiście każdy z bogów w to uwierzył. Bo jak inaczej. W między czasie
nakłaniała Zeusa, by ze swoich dzieci zrobił bogów potężniejszych niż
jakikolwiek Olimpijczyk, a z niej samej zrobić nową Herę, a starą zabić czy
wywalić do śmiertelników. Kiedy Zeus miał się zgodzić dowiedział się o jej
związku z Cieniami i manipulacji innymi bogami. Wściekł się. Amerykę przez
kilka dni nawiedzały burze i pioruny. Jacquline została skazana na śmierć, ale
uciekła razem z dziećmi. Przez dziesięć lat nikt o niej nie słyszał ani nie
widział. Krąży pogłoska, że Zeus znalazł ją dwa lata po ucieczce. Jako dawni
kochankowie... wszyscy wiemy co się działo. Po akcji Zeus nie mógł jej wydać,
więc pozwolił jej uciec pewny że niedługo ją znajdą. Prawdopodobnie z tej jakże
owocnej nocy Jacquline wyszła z brzuszkiem. Bynajmniej. Przez dziesięć lat
Jaquline kierowała Cieniami z ukrycia i wychowywała dzieci. W końcu ją
znaleziono, ale gdy dotarli do jej domu zastali ruiny. Jacquline wywołała pożar
we własnym domu, zabijając siebie i córkę. W ruinach domu odnaleziono ciało jej
i ośmioletniej dziewczynki. Przeszukali urzędy i doszli do wniosku, że była
jeszcze jedna z Evelów. Dwa lata młodsza od Williama i Rillianne.
- Lily. - szepnęła Mar, przypominając sobie słodką
dziewczynkę ze stajni.
- Jeśli tak mówisz... Jest teoria, iż jest ona córką
Zeusa, ale nie zostało to potwierdzone.
- Jest. - kiwnęła głową Mar - Gdy z nią rozmawiałam
nazwała Zeusa tatusiem. - nastała chwila ciszy. - A co się stało z Willem i
Rillianne?
- Po dwóch miesiącach odnaleźli Williama, schowanego
w jednej z klas w szkole do której chodził. Zapytany o Rillianne powiedział, że
jego siostra zniknęła kilka dni wcześniej. Jego wysłano do nas do szkoły, a po
nie owocnych poszukiwaniach, Rillianne została uznana za zmarłą. - zakończyła
opowieść - Już znasz jego historię.
Mar pokiwała głową.
- Ale... Skąd ty ją znasz?
- Robiłam album o Jacquline na historię. W
bibliotece można go wypożyczyć. - wzruszyła ramionami i ziewnęła - Nie wiem jak
ty, Mar, ale ja idę spać.
Veronica przeciągnęła się, upadła bokiem na łóżko,
wgramoliła się pod kołdrę i nie minęło pół minuty a do uszu Marceline już
doszedł jej równy oddech.
Mimo zmęczenia, później pory, i tego, że godziny
odwiedzin minęły dawno dziewczyna postanowiła odwiedzić Willa w szpitalu.
Bez butów, jedynie w skarpetkach skradała się przez
część żeńską z wielką nadzieją, że jakiś zbłąkany chłopak, wychodzący od swojej
dziewczyny jej nie przyuważy.
- Mar? - usłyszała za sobą znajomy męski głos - Co
tu robisz?
Ledwo powstrzymała się od jęku.
- Ethan? - odwróciła się do niego i zaplotła ręce na
piersi - A ty? To chyba nie jest twój akademik... - powiedziała, odczuwając
lekką irytację. Traciła przez niego minuty...
Chociaż doskonale wiedziała co chłopacy robią w
damskim akademiku. Ukuła ją mała igiełka zazdrości. Przecież Ethan nie
wykazywał zainteresowania inną dziewczyną niż Mar... Ale w sumie Will... Nie
powinna tak myśleć o ich obu... Musi wybrać jednego.
- Byłem u siostry. - wytłumaczył się podchodząc do
niej. Doszła do niej delikatna woń alkoholu. Złapał ją za nadgarstki - A co? Zazdrość
cię ogarnia, skarbie? - przyparł ją do ściany. - Bo ja bardzo. Do kogo idziesz?
- Ethan... puść mnie - powiedziała spokojnie,
starając się nie reagować na jego oddech muskający jej szyję. - Idę do
szpitala.
- Po co? - spytał zachrypłym głosem - Chodź ze
mną...
- Ethan... - ostrzegła.
- Kocham jak wymawiasz moje imię... - wychrypiał i
ją pocałował.
Uwielbiała pocałunki Ethana. Nie dało się
zaprzeczyć. Ale... od razu przed oczami stanęła jej scena z plaży. Tak, Droga Marceline odezwał się jakiś
głos w jej głowie Jednego dnia całowałaś
się z dwoma innymi facetami. Zignorowała go i dalej dała się całować
Ethanowi, powoli dochodząc do wniosku, że wybiera jego, a Willowi powie, że nic
z tego, ale gdy jego dłoń powędrowała do zamka na jej plecach, odepchnęła go i
z całej siły uderzyła płaską dłonią w twarz. Zatoczył się do tyłu patrząc na
nią głodnym wzrokiem.
- Nie zbliżaj się... - zagroziła lekko drżącym
głosem. Wyraz oczu Ethana przerażał ją. Przywołała na czubek palca płomyk i
powoli się cofając się do tyłu, odeszła od niego. Gdy skręciła puściła się
biegiem.
Po chwili dotarła do szpitala.
Chowając się w wnękach unikała nimf-pielęgniarek. Po
kilku próbach znalazła salę w której przebywał Will i jakaś kobieta... Dopiero
po chwili odkryła do kogo należą dwa kitki. Rillianne siedziała przy bracie i delikatnie
nawijała jego włosy na palec, szepcząc coś cicho. Podniosła głowę i zauważyła
Marceline. Uśmiechnęła się wrednie, pocałowała Willa w czoło i zniknęła.
Chłopak przewrócił się na brzuch i cicho jęknął, gdy naruszył bandaże. Mar
usłyszała kroki w głębi korytarza i szybko wkradła się do pomieszczenia.
- Will? - szepnęła prawie niesłyszalnie, bojąc się,
że go obudzi, jeśli spał.
- Willy bardziej mi się podobało, Marceline. -
wymamrotał otwierając jedno oko i przeszywając ją błękitnym spojrzeniem.
Dziewczyna oblała się rumieńcem aż po szyję, co on
skomentował śmiechem. Odsunął się kawałek na łóżku i odchylił kołdrę.
- Schowaj się by cię pielęgniarki z obchodu nie
złapały. - wytłumaczył widząc jej zdziwione spojrzenie.
Mar pokiwała głową, ale obeszła łóżko i usiadła obok
krzesła na którym siedziała Rillianne, skazując przy tym Willa na odwrócenie
się na drugi bok, co wywołało kolejny jęk bólu.
- Przepraszam! - pisnęła, rzucając się w stronę jego
łóżka - Boli?
Prychnął rozbawiony.
- Walnąłbym teraz taki głupi tekst, ale wyszedłbym
na idiotę, a tego nie chce. Jak twoje nogi? - powiedział, wyciągając rękę w jej
stronę, zatapiając palce w jej czerwonych włosach. Wciąż nie mogła się
przyzwyczaić do ich nowego koloru.
- Oh, Piękna Marceline, boli mnie tylko wtedy, gdy
jesteś daleko i nie mogę cię dotknąć! Me serce przeżywa wtedy najstraszniejsze
cierpienia! - dobiegł ich spod drzwi znajomy głos - To chciał powiedzieć.
Mar odskoczyła od Willa, wywołując tym ból w nogach,
który (jak cały wieczór) zignorowała.
- Nick? - westchnął Will - Czemu nie jestem
zdziwiony?
- Bo łączy nas taka mocna nierozerwalna nić miłości,
że zawsze wiesz kiedy się zbliżam, bo twe serce bije wtedy mocnej. - powiedział
wyniosłym, teatralnym tonem, odbijając się od framugi drzwi, o którą się
opierał. - A nie, sorry. To z
Marceline tak masz. - machnął lekceważąco ręką - Mnie po prostu za bardzo
znasz.
Mar jednocześnie zarumieniła się po szyję i nie
mogła pohamować śmiechu. Nick był mistrzem w rozbawianiu jej. I nie tylko jej,
bo zauważyła, że Will, mimo markotnej miny małego dziecka, również się
uśmiecha.
Nick wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Kurde, płacić mi za to powinni. Jednocześnie
sprawiłem, że a) - zaczął wyliczać na palcach - Marceline spiekła buraka, b)
śmiejąc się przy tym, c) wielki William Evel się uśmiecha.
- Tak, tak, tak, Nick. Jesteś bogiem. - powiedział
Will, próbując usiąść, ale skrzywił się z bólu i zaprzestał próby.
- Pomogę ci. - chicho szepnęła Mar i delikatnie
pomogła mu usiąść po turecku. Zgarbił się i zasłonił włosami twarz, chowając
uśmiech.
- Noż, wy nawet w obecności przyzwoitki się do
siebie milicie. Wiecie wy co... - zarzucił im syn Apollina, gestykulując jedną
ręką.
- Nick... - zaczął Will - Zamknij oczy.
- Po co? - zaprotestował.
- Zamknij oczy. - powtórzył groźniejszym tonem.
- Tak jest, panie Złe i Potężne Zeusiątko. - skłonił
się, ale wykonał jego polecenie.
Will skinął na Mar palcem. Dziewczyna lekko
zmieszana usiadła na łóżku obok niego.
- Zatkaj uszy. - wydał następne polecenie, które
Nick wykonał bez protestu - I odwróć się.
- I tak mam zamknięte oczy, więc po co? -
zaprotestował dziecinnym głosem.
- Nick... - zagroził, jego przyjaciel.
- Już, już - powiedział, wykonując przy tym kilka
śmiesznych min, ale odwrócił się.
Potem Will na migi pokazał Marceline, że też ma
zamknąć oczy. Grzecznie wykonała jego polecenie, domyślając się co zamierza
zrobić.
I oczywiście zgadała. Will powoli i delikatnie ją
pocałował, tak jak nigdy nie robił tego Ethan. Myślała, że się rozpłynie, ale
przeszkodził jej głos sumienia :
"Tak, Marceline. Całowałaś się dwa razy z
Ethanem i dwa razy z Willem. Jednego dnia. Naprawdę... robi się z ciebie
rozpustnica... Nie wstyd ci?"
Gwałtownie odskoczyła od chłopaka, spadając przy tym
z łóżka. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że "głosem sumienia"
był Nick, który się odwrócił i otworzył oczy. I który teraz pokładał się ze
śmiechu. Co utwierdziło ją w przekonaniu, że ma wybrać i nie bawić się oboma.
- To ja... - zaczęła Mar, wstając niezgrabnie - To
ja może... już wrócę do siebie... - wyszeptała ze spuszczoną głową i pobiegła
do swojego pokoju.
Otworzyła drzwi i od razu owiał ją chłodny podmuch
wiatru. Okno było otwarte, firanki trzepotały na wietrze, jakaś kartka zleciała
z biurka. Ten widok zdziwił Marceline. Przecież jak wychodziła z pokoju okno
było zamknięte. Podeszła i zamknęła je. Jej wzrok przykuła mała, biała kartka.
Ładnym, schludnym pismem była napisana krótka wiadomość :
Jeśli
chcesz wiedzieć o co chodziło mi z Obdarzoną przyjdź za dwa dni do Viel.
Sama.
~R.E
Marceline patrzyła przez chwilę na kartkę, poczym
schowała ją do swojej szuflady w biurku. Wiedziała, że Rillianne jest w tej
chwili jedynym źródłem informacji. Will nie powie jej, o co chodziło jego
siostrze. Była tego świadoma. Tak samo jak tego, że grozi jej niebezpieczeństwo
ze strony Mroku. Ale musiała iść. Musiała spotkać się z Rillianne. Zapytać ją o
parę rzeczy. Musiała poznać prawdę o tamtym dziecku z wizji i o tym kim jest
jako Obdarzona.
Z tą myślą położyła się spać.
_______________
_______________
Oto przed Wami dwunasty rozdział!!!
Nareszcie!!!
Nareszcie!!!
Przepraszam bardzo za taką przerwę. Trzydzieści trzy dni nie było rozdziału. Ale teraz już jest!
Co mam na swoje usprawiedliwienie?
Szkoła... No dobra miałam jeszcze pół miesiąca wakacji, ale... Klątwa Tygrysa i Dengeki Daisy były zbyt przekonujące, wybaczcie.
Co mam na swoje usprawiedliwienie?
Szkoła... No dobra miałam jeszcze pół miesiąca wakacji, ale... Klątwa Tygrysa i Dengeki Daisy były zbyt przekonujące, wybaczcie.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba. I oczywiście przepraszam za błędy.
A i jeszcze jedno... Od teraz rozdziały będą rzadziej. (Miasto Niebiańskiego Ognia w środę ma premierę, wiec będę bardzo zaczytana <3 ) Szkoła i wiece... *przewraca oczami*
Nie zanudzam
Laciata <3
Dziękuję bardzo za ponad 3000 wejść! Jesteście wspaniali <3
Jeśli czytasz to skomentuj!!!