niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział III

Obudziła się. Nadal brzęczały je w głowie słowa ze snu. Czy to o nią chodzi? Ale co może znaczyć Przez wszystkich obdarzona...?
Leżała na boku tępo wpatrując się w bladożółtą ścianę. Jej myśli skierowały się w stronę wczorajszej bójki Williama i Ethana. Szkoda, że nie rozumiała co mówili... Była ciekawa co wywołało taką złość syna Aresa. A może, tak jak jego ojciec, szukał najmniejszego pretekstu do bójki?
Nagle zrobiło jej się zimno. Veronica ściągnęła z niej kołdrę, krzycząc :
- Wstajemy!!!
Marceline przewróciła się na plecy i zasłoniła ręką oczy.
- Widzę, że w poprzednim życiu, czy czymś tam, byłaś strasznie leniwa. Wstawaj! - pociągnęła ją za rękę.
Wykonały poranne czynności w pustej łazience. Reszta dziewczyn mieszkających na tym korytarzu, albo jeszcze spała, albo juz była na śniadaniu. Ubrane zeszły do Części Rekreacyjnej i weszły do sali długiej na całą szerokość największej części Hacjendy. Przy stołach siedzieli nastolatki, dzieci, dorośli. Dorośli - mentorzy i dyrektor - siedzieli przy jednym stole w kącie jadalni tak, że mieli widok na całe pomieszczenie. Dzieci w przeróżnym wieku, od 5-latków do 12, siedziały przy stole obok. Przy pozostałych stołach siedzieli nastolatki - najliczniejsza grupa w Hacjendzie. Veronica pociągnęła ją w stronę stolika przy którym siedział blondyn mniej więcej wzrostu Marceline i wysoki chłopak o oliwkowej cerze, ciemnych, prawie czarnych oczach, i tego samego koloru włosach.
- Marceline! - usłyszała za sobą znajomy głos. Głos który był pierwszym dźwiękiem jaki usłyszała po obudzeniu
Odwróciła się. Przed nią stał Ethan. Veronica stanęła przed nią zasłaniając ją.
- A ty czego tu chcesz, Lordly? - warknęła. Użyła angielskiego, ale dzięki wczorajszej lekcji ją zrozumiała.
Ethan uniósł ręce w pojednawczym geście i odpowiedział jej po grecku :
- Spokojnie. Chcę zaprosić Marceline - położył nacisk na jej imię. - na śniadanie, żeby zjadła ze mną, a nie z twoimi... przyjaciółmi - na jego twarzy widoczne wymalował się wyraz obrzydzenia, gdy spojrzał nad ramieniem córki Hekate.
Veronica prychnęła i odciągnęła siostrę za rękę w stronę jej przyjaciela i chłopaka. Nick, blondyn, jak zawsze uśmiechał się głupio.
- A czego to wielki Ethan Lordly, najpotężniejszy facet w Hacjendzie, chciał od naszej drogiej Marceline?
Jeremy patrzył się na Veronicę, albo na okno za nią. Po brunecie nie było widać na czym skupia wzrok. Zwykle się nie odzywał i odpływał.

Śniadanie minęło spokojnie... Marceline do pokoju wracała sama. Veronica przed lekcją ze swoim mentorem chciała jeszcze pobyć trochę z Jeremym. Nick został i objadał się słodkościami. Kiedy szła przejściem pomiędzy częściami na jej drodze stanęła ciemnooka blondynka.
Marceline spróbowała ją wyminąć ze spuszczoną głową, ale dziewczyna znów zastąpiła jej drogę.
- Czego Ethan od ciebie chciał? - warknęła, zaplatając ręce na piersi.
Posłała dziewczynie zdziwione spojrzenie.
- Chciał ze mną zjeść śniadanie. - szepnęła nieśmiało. Czego ta dziewczyna od niej chciała? Nic nie zawiniła.
- Masz się trzymać od niego z daleka, rozumiesz? - blondynka wycelowała w nią palcem.
Marceline pokiwała głową. Dziewczyna z prychnięciem wyminęła ją potrącając ja za ramię. Marceline nie zdążyła złapać równowagi, ale w ostatniej chwili ktoś ją złapał. Ta osoba podniosła ją do pozycji stojącej i odeszła. Gdy się odwróciła zobaczyła plecy i tył głowy Willa.
- Will! - zawołała ale chłopak tylko podniósł rękę w geście pożegnania i zniknął za ścianą. Co robił w części żeńskiej?
Patrzyła za nim osłupiała. A potem uświadomiła sobie gdzie on idzie. Przecież za kilka minut mieli się spotkać z Danielem! Popędziła w stronę swojego pokoju. Wziąwszy książki z półki skierowała się do części szkolnej. Poszukała pokoju z nazwiskiem swojego mentora i weszła do środka. Na kanapie siedział Will. Nogi oparł na małym stoliku. Obok kanapy stała półka na książki, a prostopadle do niej biurko, a nad nim okno.
Daniela nie było.
- Spóźni się. Miał iść ci powiedzieć ale chyba zapomniał. - poinformował Will i wrócił do dotykania, grubego na pół centymetra, prostokątnego czegoś.
Pokiwała głową i usiadła na kanapie jak najdalej od niego.
- Will... - zaczęła cicho. Chłopak podniósł na nią wzrok, pytająco unosząc brwi - Co robiłeś... w żeńskiej części?
Chłopak uśmiechnął się łobuzersko i pochylił do niej. Był bardzo blisko.
- Na pewno chcesz wiedzieć?
Kiedy oblała się rumieńcem i opuściła głowę. Will zaśmiał się w wrócił do swojego zajęcia. Chciała zapytać co robi, bo ciekawość przedmiotu, którego dotykał, była ogromna, ale jednak powstrzymała się od tego. Bała się jego odpowiedzi i reakcji.
Po kilku minutach wszedł Daniel.
- Najpierw zajmiemy się angielskim. Williamie jak ci idzie czytanie Romea i Julii?
Chłopak uśmiechnął się łobuzersko.
- Bardzo dobrze.
Mentor pokiwał głową i zaczął coś mu tłumaczyć, a potem przeszedł do Marceline. Zaczął jej tłumaczyć podstawy angielskiego. Nie było to tak pogmatwane jak lekcja Veronici, wiec o wiele łatwiej było jej zrozumieć ten język. Poprzedniego dnia myślała, że bardzo długo zajmie jej nauka języka używanego w Hacjendzie, lecz teraz odkryła, że powinna się szybko go nauczyć. Daniel co jakiś czas przechodził do Williama, by coś mu zadać lub wytłumaczyć.
Po godzinie przeszli do matematyki. Po krótkiej przerwie, oczywiście. Daniel wyszedł na chwilę. Marceline w zamyśleniu stukała się ołówkiem po wardze.
Nagle poczuła ciężar po swojej prawej stronie.
- Dwadzieścia.
Spojrzała na Willa zdziwiona. Siedział tak blisko, że stykali sie nogami. Rękę oparł za nią bliżej lewej strony. Za plecami czuła jego ciepło, a na ramionach jego oddech. Dreszcz przebiegł jej po plecach, ale nie dała tego po sobie poznać
- Dla mnie to dziecinada. To dodajesz do tego, a to dzielisz przez to i masz dwadzieścia. - wytłumaczył jej. Pokiwała głową w podzięce.

Gdy na zegarze wybiła 13, Daniel odesłał ich na obiad. Wyszli z części szkolnej i idąc wzdłuż aqua-parku skierowali sie do wejścia na stołówkę.
Will rozejrzał się dookoła i kiedy nie zauważył nikogo pociągnął Marceline ze ramię i oparł ją o ścianę, a swoim ciałem zagrodził drogę ucieczki.
- Co robisz...? - zapytała cienkim głosikiem, gdy chłopak jeździł nosem po jej szyi i oddychał głęboko.
Nie odpowiedział jej tylko nadal kontynuował to co robił, lecz teraz momentami jego wargi dotykały jej skóry. Ręce nie opierały się o ścianę tylko oplotły jej talię. Will miał już przejść ustami wyżej, na jej wargi, ale w jednym momencie zalała ich woda, zerwał się wiatr, rozdzielił ich ogień. Syn Zeusa odskoczył od niej. Odgarnął obiema dłońmi mokre włosy z twarzy, po czym przeciągnął je po twarzy zgarniając wodę. Z łobuzerskim uśmiechem ściągnął przemoczoną koszulę i ją wycisnął. Przerzucił sobie materiał przez ramię i odszedł w stronę części męskiej.
Marceline nadal stała w miejscu trzęsąc się. Była cała mokra. Jej sukienka z przodu była zwęglona. Włosy, w mokrych strąkach rozwiane i poplątane.

W którymś momencie przed jej oczami stanął Ethan.

- Hej... Marceline? - spytał zmartwionym tonem
Kiedy nie odpowiedziała położył rękę na jej tali i chciał ją poprowadzić, lecz ona od razu mu się wyrwała. Niech nikt mnie teraz nie dotyka! pomyślała i dreszcze znów przeszły je po plechach.
Ethan stanowczo złapał ją za rękę i po prowadził w stronę części szkolnej. Przeszedłszy kilka korytarzy weszli do gabinetu dyrektora. Tam jedna z nimf opatuliła ją kocem i posadziła na kanapie.
Dyrektor zapytał się co się stało, ale nie była w stanie wykrztusić słowa.
Ethan zawiadomił Daniela o stanie Marceline. Reakcją Williama był dumny uśmiech.
Podczas jego nieobecności przebrała się w czystą i całą sukienkę.
Po jakiejś godzinie Merceline w końcu była w stanie mówić. Opowiedziała o tym co robił Will i o tym jak żywioły go odepchnęły i jak nie mogła ich opanować.
- Mocy swoich opanować nie może... - szepnął dyrektor.
- Co? - Ethan spojrzał na niego zdziwiony.
- Przepowiednia wygłoszona kilka dni temu. Prosze zawołaj tutaj Nicka, moja droga. - poprosił Grizzled. Nimfa pokiwała głową i po chwili wróciła z synem Apollina, którego poznała już wcześniej.
- Wygłoś nam proszę przepowiednię, Nicholasie, synu Apollina.
Nick westchnął. Jego oczy zaszły mgłą. A gdy przemówił, jego głos zdawał się oddalony i odbijał się echem, tworząc przerażający efekt.

Przez wszystkich obdarzona bez pamięci sie budzi
Mocy swoich opanować nie może
Lecz Hekate ją wspomoże
Bogini zła się trudzi
By ciemność w niej wybudzić

Oczy syna Apollina wróciły do normy. Chłopak padł zmęczony na kanapę obok Marceline.
- Dziękuję. Marceline... - zaczął dyrektor, lecz dziewczyna mu przerwała.
- Dyrektorze mogę wrócić na lekcję? Daniel pewnie i tak na mnie czeka.
Nie chciała tu zostać. Panowała tu teraz mroczna aura. Musiała stąd wyjść. Jak najszybciej. Mężczyzna pokiwał głową z westchnieniem. Wybiegła z gabinetu i ruszyła do sali treningowej, o której przed obiadem mówił jej mentor.

Trening minął dobrze nie licząc wrednych uwag Williama. Po kolacji w towarzystwie Veronici, Nicka i Jeremiego, poszła do pokoju i przebrawszy się w  koszulę nocną, którą załatwiła jej już siostra, położyła się spać

- Chodź do mnie... Pomórz mi... Potrzebuję cię! - słyszę szepty.
Przede mną stoi, a raczej unosi się kobieta. Ma dziwne oczy. Czarne, ale iskrzą się złowrogo. Spowija ją czarna mgła. Podchodzi coraz bliżej mnie. Wyciąga rękę w moją stronę. Paraliżuje mnie strach. Boję się tej kobiety. W momencie kiedy miała dotknąć mojej twarzy rozbrzmiewa krzyk :

- Zostaw moją córkę!!!

Ciemna kobieta odsuwa się i obie odwracamy się w stronę źródła dźwięku. Stoi tam kolejna kobieta. Ta jednak ma oczy koloru gwiazd. Są to dobre oczy, lecz w tej chwili przerażone. Długie czarne, a może granatowe włosy opadają na plecy i ramiona. Jej srebrna suknia powiewa. Powoli zaczyna ją otaczać mgła, ale nadal emanuje od niej siła.
Ciemna kobieta zaczyna śmiać się złowrogo. Z wrzaskiem wyciąga ręce w stronę Jasnej kobiety. Ta odwdzięcza się tym samym, tylko srebrnym promieniem.

Wtedy rozbłyska. Widzę tylko biel. A potem krzyczę...

Podniosła się gwałtownie na łóżku. W jej uszach nadal rozbrzmiewał krzyk.
- Ciii... - szepnęła uspokajająco Veronica, przytulając ją - To tylko koszmar.
Marceline pokiwała głową. Cała się trzęsła. Kim były te kobiety? Czy Jasna kobieta była jej matką? Hekate? Nazwała ją swoją córką... Będzie musiała to opowiedzieć siostrze.
- Powiesz mi co ci się śniło?
Pokiwała głową. Opowiedziała Veronice cały sen. Kiedy skończyła współlokatorka pokiwała głową.
- Wiesz, że będziesz musiała powiedzieć to dyrektorowi?

Niechętnie jej przytaknęła. W końcu po godzinie rozmów, by odwlec myśli Marceline od snu, obie poszły spać. Tym razem jej sny nawiedzał Will i Ethan.
_______________
Oto jest trzeci rozdział.
Nareszcie!!! Po dwóch tygodniach... No i tak pewno będzie z rozdziałami tutaj. :/
Rozdział dedykuję Spite, która pytała się o niego :)
Jak i dedykuję go Córce Zeusa. Jest dużo Willa cieszymy się xD
Mam nadzieję, że rozdział się podoba i przepraszam za wszelkie błędy, złe odmiany, interpunkcję czy powtórzenia :)
Nie zanudzam
Laciata <3

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział II

Przeszli kilka korytarzy i znaleźli się w korytarzu z pomalowanymi na srebrno ścianami. Otworzył przed nią drzwi z numerkiem 221 i pożegnał się z nią, dając jej jakąś karteczkę z, niezrozumiałymi, dla niej, wzorami. Miała ją dać współlokatorce. Weszła do pokoju. Na łóżku siedziała ładna brunetka z dużymi niebieskimi oczami. Spojrzała na nią znad kartki, na której coś rysowała.
Podeszła do niej i podała jej karteczkę.
- Hej. Jesteś moją nową współlokatorką, tak? Nareszcie!!! - krzyknęła wznosząc oczy do nieba - Jestem Veronica.
- Marceline. - przedstawiła się.
Przez chwilę stała nie ruchomo w jednym miejscu.
- Czemu stoisz? Tu jest twoje łóżko - wskazała na puste posłanie - W ogóle co ty masz na sobie?
Dopiero teraz spojrzała na swój strój. Miała na sobie tradycyjny chiton grecki.
- Pokaż mi się. - podeszła do niej i okrążyła ją raz dokładnie się jej przyglądając. - Skąd ty to wytrzasnęłaś?
- Nie wiem. W tym się najwyraźniej obudziłam. - odparła Marceline nieśmiało spuszczając głowę.
- Obudziłaś się? I jak? Nic nie pamiętasz? - spytała ironicznie jej współlokatorka.
Nie chętnie pokiwała głową.
Veronica podniosła jej głowę za włosy.
- Serio? - zrobiła wielkie oczy - Wow... Trafiła mi się współlokatorka, która budzi się Hermes wie gdzie i na dodatek nic nie pamięta. Czyli nie masz żadnych ciuchów? - spytała.
Pokręciła głową.
Veronica podeszła do szafy i wyciągnęła z niej białą, delikatną sukienkę na ramiączkach.
- Na spotkanie z mentorem masz to... Później pójdziemy do szwalni i coś ci wykombinujemy. - powiedziała podając jej sukienkę. - Wiesz gdzie jest łazienka? Czy przebierasz się tu? Mogę wyjść.
Wtedy uwagę Marceline przykuł jakby płot zrobiony z drewna i ozdobionego papieru. Ręką wskazała na płotek.
- A no tak. - stuknęła się ręką w czoło - Zapomniałam o moim japońskim parawanie. Zbawienie nie wynalazek. Idź się przebierz. - popchnęła ją lekko w stronę parawanu.
Niepewnym krokiem podeszła do zasłony i stanęła za nią. Przed sobą miała ścianę ozdobioną w takie same wzory jak parawan. Niepewnym ruchem rozwiązała sznur oplatający jej talię, a potem rozpięła klamry, które trzymały materiał na jej ramionach. Sięgnęła po sukienkę i założyła ja przez głowę. Chwile jeszcze tak stała patrząc na sukienkę, poczym wyszła do Veronici.
- Wyglądasz pięknie!!! Jak ty to robisz? - oparła ręce na biodrach.
- Dziękuję... Ale wiesz... Ja nawet nie wiem jak wyglądam... - szepnęła spuszczając wzrok.
Siostra spojrzała na nią dziwnie, poczym stanęła za nią i zasłoniła jej oczy ręką. Poprowadziła ją parę kroków w lewo. Veronica zdjęła jej dłoń z oczy i Marceline w lustrze ujrzała wysoką, bladą dziewczynę ubraną w białą, zwiewną sukienkę na grubych ramiączkach i prostym dekoldzie. Jej brązowoczerwone włosy opadały pierścieniami na ramiona prawie tak białe jak sukienka. Bladozielone oczy patrzyły na nią. Różowe usta były lekko otwarte.
- To... jestem ja? - wyszeptała. Veronica energicznie pokiwała głową.
- Jesteś śliczna. Ale odpowiedz mi na jedno pytanie. Czemu mówisz po grecku a nie po angielsku? Ja ci tak cały czas po grecku odpowiadam, ale zastanawia mnie czemu?
Angielsku? Grecki to ten język którym mówi? Chyba tak...
- Dobra to powiem coś po angielsku, a ty mi powiesz czy rozumiesz, dobra?  Who is your mentor? - zapytała powoli akcentując każde słowo.  Czyli to był angielski? Ale i tak nic niezrozumiała.
Marceline pokręciła głową oznajmiając siostrze, że nie rozumie. Ona westchnęła i przeszła na, jak mówiła, grecki :
- Będzie cię trzeba nauczyć... Pytałam się kim jest twój mentor.
Zastanowiła się próbując przywołać w pamięci nazwisko swojego mentora. Dyrektor mówił, że będzie go dzielić z innym uczniem. W końcu przypomniała sobie imię.
- Daniel... - ale nie potrafiła skojarzyć nazwiska.
- Daniel Winsor? - pisnęła - Najprzystojniejszy mentor w całej Hacjendzie! I to jeszcze będziesz go dzielić z Williamem Evelem!!! Ty szczęściaro. A kiedy w ogóle masz spotkanie?
- Czternasta...? - powtórzyła to co mówił dyrektor.
Veronica spojrzała na coś prostokątnego stojącego na szafce.
- Trzynasta pięćdziesiąt pięć! - krzyknęła - Mamy pięć minut. Gdzie Daniel spotykał się z Willem... Dobra wiem! Chodź idziemy!
Pociągnęła Marceline za ręce i wyszły z pokoju. Veronica zamknęła drzwi od pokoju na klucz i ruszyła korytarzem. Szły teraz korytarzem z którego obu stron były okna. Widziała kilkanaścioro nastolatków bawiących się w aqua parku, a po drugiej stronie jakaś para przechadzała się po ogrodzie. Weszły do, jak myślała, Części Rekreacyjnej. Przeszły kilka korytarzy i weszły do pomieszczenia utrzymanego w ciemniejszych barwach takich jak bordowy czy mahoniowy. Po środku stało kilka stołów z ciemnego drewna. Blat miały przykryty zielonym materiałem. No i blat był lekko zapadnięty. W rogach i po środku rampy (?) były dziury. Na materiale było kilka kul w różnych kolorach, w tym jedna cała biała. Na rampie siedział ten brunet na którego wpadła idąc z Ethanem do ogrodu, William, i miał długi kij w ręce z białą końcówką lekko zabarwioną na niebiesko. Z wyrazem skupienia mierzył kijem, który trzymał za plecami, w białą kulę. Wyglądał tak samo perfekcyjnie jak wcześniej. Dwa metry od niego stał wysoki mężczyzna z lekkim zarostem. Miał w miarę szczupłą, podłużną twarz, ciemne oczy. Jego włosy były ciemne. Część była zaczesana do góry, a te kosmyki po bokach grzecznie opadały w dół, żaden nie ważył się wystawać. 
Veronica powiedziała coś do nich, ale Marceline oczywiście nie rozumiała po angielsku.
Jej mentor odprawił jej siostrę.
- A więc, Marceline... - zaczął mężczyzna z zarostem - Jestem Daniel Winsor, będę twoim mentorem. Pozwolisz, że skończę grę z Williamem, i wtedy ustalimy grafik. Na razie możesz pytać się o co chcesz. Co chcesz wiedzieć?
Zaczęła się zastanawiać. Chciała wiedzieć w co grają. Wskazała długim, bladym palcem na stół na którym siedział William.
Mentor wytłumaczył jej, że jest to stół do bilardu. Jak i wytłumaczył zasady gry. Przez następnych paręnaście minut przyglądała się grze. Ostatecznie wygrał William. Daniel powiedział coś do niego po angielsku odprawił podopiecznego.
Jej mentor usiadł na stole i gestem ręki poprosił Marceline do siebie, wyciągając jednocześnie jakąś kartkę spod marynarki. Rozprostował ją gdy podchodziła.
- To grafik Williama. Oboje doszliśmy do wniosku, że lepiej byście mieli zajęcia razem. Będzie też to praktyka z angielskiego. Tego języka będziemy się uczyć jeszcze dodatkowo. Musisz się nauczyć.
- A muszę mieć lekcję z Williamem? Nie możemy mieć osobno? Ja nie pamiętam nic. Podstawy matematyki znam na pewno, ale nie wiem czym jest na przykład biologia, o której wspomniał mi Ethan. Da pan radę uczyć nas we dwójkę zupełnie innych rzeczy? - zapytała, siadając na stole tak jak Daniel.
- Dam radę. Jestem jedynym mentorem, który ma dwójkę uczniów. Ale dam radę uczyć i ciebie i Williama jednocześnie dwóch innych rzeczy. Podręczniki już masz w pokoju. No i to chyba wszystko. Chyba, że chcesz jeszcze o coś zapytać.
Pokręciła głową. Już ruszyła do wyjścia, gdy w pewnym momencie odwróciła się znów do Daniela.
- A mogłabym... raz zagrać..? - szepnęła.
- Ja się zgłaszam. - usłyszała głos Williama za sobą.
- Dobrze. Więc zostawiam cię, Marceline, pod opieką Williama. - to mówiąc Daniel wyszedł z sali.
- Wiesz jak się gra?
Pokiwała głową. Prawdopodobnie.
William ustawił wszystkie bile w trójkąt, na środek ustawiając czarną ósemkę. Podał jej kij i, zabierając trójkąt rozbił bile. Wpadła cała, niebieska.
- Twoje połówki... - szepnął i znów uderzył w białą bilę, lecz tym razem nic nie wpadło.
Teraz Marceline podeszła do stołu i pochyliła się, ustawiając kij i oparła go na dłoni. Pchnęła go drugą ręką, ale kij ominął bile i uderzył w powietrze.
- Nie tak.
William stanął za nią jedną dłoń kładąc na jej, a drugą blisko tej , która trzymała kij. Pchnął kij tak, że jej ręka poszła ja jego przykładem. Kij trafił w bilę, bila w inną tak, że wpadała czarna. Will zaśmiał się cicho do jej ucha. Czuła jego ciepło za plecami, ale jeszcze tylko przez chwilę.
Coś odciągnęło go od niej i Will uderzył o ścianę, tak, że kije opierające się na stojaku spadły na Williama nabijając mu siniaki w najróżniejszych miejscach. Nad nim stał Ethan wyraźnie zdenerwowany.
Wysapał coś, ale użył angielskiego i nie zrozumiała. William odpowiedział mu coś z aroganckim uśmiechem. Wstał podpierając się o półkę i kopniakiem powalił syna Aresa. Otrzepał ręce stanął mu na klatkę piersiową. Znów coś powiedział. Etanowi udało się również przewrócić przeciwnika i zaczęli się okładać pięściami.
Marceline tylko stała i patrzyła się na nich oszołomiona. W jej uszach nagle rozległ się przeraźliwy krzyk. Krzyczała. Chłopcy przestali się bić. William siedział na Ethanie i chwilę temu bił go po twarzy, a syn Aresa wyrywał mu włosy.
Syn Zeusa ze śmiechem zszedł z przeciwnika. Minął Marceline, przejeżdżając dłonią po jej talii.
- Te lekcje mogą być ciekawe. - wyszeptał jej go ucha i wyszedł z sali bilardowej.
- Jak ja go nienawidzę... - mruknął Ethan - Nic ci nie jest?
Pokręciła głową. Zaprowadził ją do pokoju. Veronica już na nią czekała. Po półgodzinie poszły na obiad, po czym wróciwszy do pokoju siostra wytłumaczyła jej podstawy angielskiego, a po "lekcji" poszły do łazienki, umyły się i wróciwszy do pokoju, położyły się do łóżek.

Przez całą noc w głowie brzęczały jej słowa :


Przez wszystkich obdarzona bez pamięci się budzi...
__________________
Oto jest drugi rozdział.
Mam nadzieję, że się podoba :)
Rozdział dedykuję Lunie :) 
I Weronice Lynch, która i tak tego nie czyta, ale dobra. 
Nie zanudzam
Laciata <3

Jeśli czytasz to skomentuj!!!