Przeszli kilka korytarzy i znaleźli się w korytarzu z
pomalowanymi na srebrno ścianami. Otworzył przed nią drzwi z numerkiem 221 i
pożegnał się z nią, dając jej jakąś karteczkę z, niezrozumiałymi, dla niej,
wzorami. Miała ją dać współlokatorce. Weszła do pokoju. Na łóżku siedziała
ładna brunetka z dużymi niebieskimi oczami. Spojrzała na nią znad kartki, na
której coś rysowała.
Podeszła do niej i podała jej karteczkę.
- Hej. Jesteś moją nową współlokatorką, tak? Nareszcie!!! -
krzyknęła wznosząc oczy do nieba - Jestem Veronica.
- Marceline. - przedstawiła się.
Przez chwilę stała nie ruchomo w jednym miejscu.
- Czemu stoisz? Tu jest twoje łóżko - wskazała na puste
posłanie - W ogóle co ty masz na sobie?
Dopiero teraz spojrzała na swój strój. Miała na sobie
tradycyjny chiton grecki.
- Pokaż mi się. - podeszła do niej i okrążyła ją raz
dokładnie się jej przyglądając. - Skąd ty to wytrzasnęłaś?
- Nie wiem. W tym się najwyraźniej obudziłam. - odparła
Marceline nieśmiało spuszczając głowę.
- Obudziłaś się? I jak? Nic nie pamiętasz? - spytała
ironicznie jej współlokatorka.
Nie chętnie pokiwała głową.
Veronica podniosła jej głowę za włosy.
- Serio? - zrobiła wielkie oczy - Wow... Trafiła mi się
współlokatorka, która budzi się Hermes wie gdzie i na dodatek nic nie pamięta.
Czyli nie masz żadnych ciuchów? - spytała.
Pokręciła głową.
Veronica podeszła do szafy i wyciągnęła z niej białą,
delikatną sukienkę na ramiączkach.
- Na spotkanie z mentorem masz to... Później pójdziemy do
szwalni i coś ci wykombinujemy. - powiedziała podając jej sukienkę. - Wiesz
gdzie jest łazienka? Czy przebierasz się tu? Mogę wyjść.
Wtedy uwagę Marceline przykuł jakby płot zrobiony z drewna i
ozdobionego papieru. Ręką wskazała na płotek.
- A no tak. - stuknęła się ręką w czoło - Zapomniałam o moim
japońskim parawanie. Zbawienie nie wynalazek. Idź się przebierz. - popchnęła ją
lekko w stronę parawanu.
Niepewnym krokiem podeszła do zasłony i stanęła za nią.
Przed sobą miała ścianę ozdobioną w takie same wzory jak parawan. Niepewnym
ruchem rozwiązała sznur oplatający jej talię, a potem rozpięła klamry, które
trzymały materiał na jej ramionach. Sięgnęła po sukienkę i założyła ja przez
głowę. Chwile jeszcze tak stała patrząc na sukienkę, poczym wyszła do Veronici.
- Wyglądasz pięknie!!! Jak ty to robisz? - oparła ręce na
biodrach.
- Dziękuję... Ale wiesz... Ja nawet nie wiem jak wyglądam...
- szepnęła spuszczając wzrok.
Siostra spojrzała na nią dziwnie, poczym stanęła za nią i
zasłoniła jej oczy ręką. Poprowadziła ją parę kroków w lewo. Veronica zdjęła
jej dłoń z oczy i Marceline w lustrze ujrzała wysoką, bladą dziewczynę ubraną w
białą, zwiewną sukienkę na grubych ramiączkach i prostym dekoldzie. Jej
brązowoczerwone włosy opadały pierścieniami na ramiona prawie tak białe jak
sukienka. Bladozielone oczy patrzyły na nią. Różowe usta były lekko otwarte.
- To... jestem ja? - wyszeptała. Veronica energicznie
pokiwała głową.
- Jesteś śliczna. Ale odpowiedz mi na jedno pytanie. Czemu
mówisz po grecku a nie po angielsku? Ja ci tak cały czas po grecku odpowiadam,
ale zastanawia mnie czemu?
Angielsku? Grecki to ten język którym mówi? Chyba tak...
- Dobra to powiem coś po angielsku, a ty mi powiesz czy
rozumiesz, dobra? Who is your mentor? - zapytała powoli akcentując każde słowo. Czyli to był angielski? Ale i tak nic
niezrozumiała.
Marceline pokręciła głową oznajmiając siostrze, że nie
rozumie. Ona westchnęła i przeszła na, jak mówiła, grecki :
- Będzie cię trzeba nauczyć... Pytałam się kim jest twój
mentor.
Zastanowiła się próbując przywołać w pamięci nazwisko
swojego mentora. Dyrektor mówił, że będzie go dzielić z innym uczniem. W końcu
przypomniała sobie imię.
- Daniel... - ale nie potrafiła skojarzyć nazwiska.
- Daniel Winsor? - pisnęła - Najprzystojniejszy mentor w
całej Hacjendzie! I to jeszcze będziesz go dzielić z Williamem Evelem!!!
Ty szczęściaro. A kiedy w ogóle masz spotkanie?
- Czternasta...? - powtórzyła to co mówił dyrektor.
Veronica spojrzała na coś prostokątnego stojącego na szafce.
- Trzynasta pięćdziesiąt pięć! - krzyknęła - Mamy pięć
minut. Gdzie Daniel spotykał się z Willem... Dobra wiem! Chodź idziemy!
Pociągnęła Marceline za ręce i wyszły z pokoju. Veronica
zamknęła drzwi od pokoju na klucz i ruszyła korytarzem. Szły teraz korytarzem z
którego obu stron były okna. Widziała kilkanaścioro nastolatków bawiących się w
aqua parku, a po drugiej stronie jakaś para przechadzała się po ogrodzie.
Weszły do, jak myślała, Części Rekreacyjnej. Przeszły kilka korytarzy i weszły
do pomieszczenia utrzymanego w ciemniejszych barwach takich jak bordowy czy
mahoniowy. Po środku stało kilka stołów z ciemnego drewna. Blat miały przykryty
zielonym materiałem. No i blat był lekko zapadnięty. W rogach i po środku rampy
(?) były dziury. Na materiale było kilka kul w różnych kolorach, w tym jedna
cała biała. Na rampie siedział ten brunet na którego wpadła idąc z Ethanem do
ogrodu, William, i miał długi kij w ręce z białą końcówką lekko zabarwioną na
niebiesko. Z wyrazem skupienia mierzył kijem, który trzymał za plecami, w białą
kulę. Wyglądał tak samo perfekcyjnie jak wcześniej. Dwa metry od niego stał
wysoki mężczyzna z lekkim zarostem. Miał w miarę szczupłą, podłużną twarz,
ciemne oczy. Jego włosy były ciemne. Część była zaczesana do góry, a te kosmyki
po bokach grzecznie opadały w dół, żaden nie ważył się wystawać.
Veronica powiedziała coś do nich, ale Marceline oczywiście
nie rozumiała po angielsku.
Jej mentor odprawił jej siostrę.
- A więc, Marceline... - zaczął mężczyzna z zarostem -
Jestem Daniel Winsor, będę twoim mentorem. Pozwolisz, że skończę grę z
Williamem, i wtedy ustalimy grafik. Na razie możesz pytać się o co chcesz. Co
chcesz wiedzieć?
Zaczęła się zastanawiać. Chciała wiedzieć w co grają.
Wskazała długim, bladym palcem na stół na którym siedział William.
Mentor wytłumaczył jej, że jest to stół do bilardu. Jak i
wytłumaczył zasady gry. Przez następnych paręnaście minut przyglądała się grze.
Ostatecznie wygrał William. Daniel powiedział coś do niego po angielsku odprawił
podopiecznego.
Jej mentor usiadł na stole i gestem ręki poprosił Marceline do
siebie, wyciągając jednocześnie jakąś kartkę spod marynarki. Rozprostował ją
gdy podchodziła.
- To grafik Williama. Oboje doszliśmy do wniosku, że lepiej
byście mieli zajęcia razem. Będzie też to praktyka z angielskiego. Tego języka
będziemy się uczyć jeszcze dodatkowo. Musisz się nauczyć.
- A muszę mieć lekcję z Williamem? Nie możemy mieć osobno?
Ja nie pamiętam nic. Podstawy matematyki znam na pewno, ale nie wiem czym jest
na przykład biologia, o której wspomniał mi Ethan. Da pan radę uczyć nas we
dwójkę zupełnie innych rzeczy? - zapytała, siadając na stole tak jak Daniel.
- Dam radę. Jestem jedynym mentorem, który ma dwójkę uczniów.
Ale dam radę uczyć i ciebie i Williama jednocześnie dwóch innych rzeczy.
Podręczniki już masz w pokoju. No i to chyba wszystko. Chyba, że chcesz jeszcze
o coś zapytać.
Pokręciła głową. Już ruszyła do wyjścia, gdy w pewnym
momencie odwróciła się znów do Daniela.
- A mogłabym... raz zagrać..? - szepnęła.
- Ja się zgłaszam. - usłyszała głos Williama za sobą.
- Dobrze. Więc zostawiam cię, Marceline, pod opieką
Williama. - to mówiąc Daniel wyszedł z sali.
- Wiesz jak się gra?
Pokiwała głową. Prawdopodobnie.
William ustawił wszystkie bile w trójkąt, na środek
ustawiając czarną ósemkę. Podał jej kij i, zabierając trójkąt rozbił bile.
Wpadła cała, niebieska.
- Twoje połówki... - szepnął i znów uderzył w białą bilę,
lecz tym razem nic nie wpadło.
Teraz Marceline podeszła do stołu i pochyliła się,
ustawiając kij i oparła go na dłoni. Pchnęła go drugą ręką, ale kij ominął bile
i uderzył w powietrze.
- Nie tak.
William stanął za nią jedną dłoń kładąc na jej, a drugą
blisko tej , która trzymała kij. Pchnął kij tak, że jej ręka poszła ja jego
przykładem. Kij trafił w bilę, bila w inną tak, że wpadała czarna. Will zaśmiał
się cicho do jej ucha. Czuła jego ciepło za plecami, ale jeszcze tylko przez
chwilę.
Coś odciągnęło go od niej i Will uderzył o ścianę, tak, że
kije opierające się na stojaku spadły na Williama nabijając mu siniaki w najróżniejszych
miejscach. Nad nim stał Ethan wyraźnie zdenerwowany.
Wysapał coś, ale użył angielskiego i nie zrozumiała. William
odpowiedział mu coś z aroganckim uśmiechem. Wstał podpierając się o półkę i
kopniakiem powalił syna Aresa. Otrzepał ręce stanął mu na klatkę piersiową.
Znów coś powiedział. Etanowi udało się również przewrócić przeciwnika i zaczęli
się okładać pięściami.
Marceline tylko stała i patrzyła się na nich oszołomiona. W
jej uszach nagle rozległ się przeraźliwy krzyk. Krzyczała. Chłopcy przestali
się bić. William siedział na Ethanie i chwilę temu bił go po twarzy, a syn
Aresa wyrywał mu włosy.
Syn Zeusa ze śmiechem zszedł z przeciwnika. Minął Marceline,
przejeżdżając dłonią po jej talii.
- Te lekcje mogą być ciekawe. - wyszeptał jej go ucha i
wyszedł z sali bilardowej.
- Jak ja go nienawidzę... - mruknął Ethan - Nic ci nie jest?
Pokręciła głową. Zaprowadził ją do pokoju. Veronica już na
nią czekała. Po półgodzinie poszły na obiad, po czym wróciwszy do pokoju
siostra wytłumaczyła jej podstawy angielskiego, a po "lekcji" poszły
do łazienki, umyły się i wróciwszy do pokoju, położyły się do łóżek.
Przez całą noc w głowie brzęczały jej słowa :
Przez wszystkich obdarzona bez pamięci się budzi...
__________________
Oto jest drugi rozdział.
Mam nadzieję, że się podoba :)
Rozdział dedykuję Lunie :)
I Weronice Lynch, która i tak tego nie czyta, ale dobra.
Nie zanudzam
Laciata <3
Jeśli czytasz to skomentuj!!!
Fajny rozdział :) Dzięki za dedyka
OdpowiedzUsuńEthan taki zazdrosny o.0 Kurde To jest miłość ja wam mówię
Ciekawie się zapowiadają te lekcje...
życzę weny weny weny i żelków:)
cieszę się, że Ci się podoba :)
UsuńCo do Ethana.... powiedzmy, że to miłość xD
Dzięki za żelki :)
Super rozdział :D
OdpowiedzUsuńTo taki słodkie, że się pobili <3
Już lubię tę Veronicę :)
Weny Ci dużo życzę i... masła orzechowego i nutelli :D Życzyła bym Ci żelków, ale Luna mnie ubiegła ;P
cieszę się, że Ci się podoba.
UsuńEthan był po prostu zazdrosny. No i nienawidzi Willa... to też pretekst.
Żelków i tak możesz życzyć. Żelków nigdy za dużo xD I dziękuję :P
Nie ma zakładki "SPAM" więc wstawię mój komunikat tutaj, chociaż źle się z tym czuję... Ekhem, ekhem... Oznajmiam wszem i wobec, że wstawiłam na swojego bloga nowy rozdział! :D
Usuńna jednym blogu wystarczy, Spite...
Usuńjak znajde chwilke to wejde
Sorry :'(
Usuńnic sie nie stało :)
UsuńPrzepraszam, że tak długo nie komentowałam, ale strasznie zajęta byłam i nie miałam na nic czasu :(
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny :)
Ethana już kocham *.*
Chociaż jego imię trochę kojarzy mi się z takim jednym wilkołakiem-gejem z Teen Wolfa XD
A William to ZUO >.<
Czekam szybko na next ;)
co wy tak Ethana lubicia a Willa nie? ale to dobrze sie sklada
Usuńciesze sie ze rozdzial ci sie podoba
mi sie Ethan kojarzy albo z Ethanem Nakamura lib Tylerem Lockwoodem z TVD xD
O, z Nakamurą też się kojarzy ;)
UsuńMi się Ethan tylko z Nakamurą kojarzy.
UsuńA William jest głupi i okropny i niech umrze *.* Ale jego nazwisko mnie powala.
Córka Zeusa
Hej. Wpadłam na tego bloga już jakiś czas temu, ale dopiero teraz znalazłam czas, żeby to skomentować. W sumie sama szkoła trochę mi się kojarzy z "Wybranymi", ale mam nadzieję, że fabuła taka nie będzie. Bo nie wiedzieć czemu "Wybranych" nie trawię :c.
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie. Najpierw myślałam, że Victoria nie będzie wcale fajna, ale okazała się bardzo miła. Ethan <3.
William will die!!!!!!!!
Moja wymarzona przyszłość.
Ogólnie bardzo ciekawie i lepiej niż na poprzednim blogu ;D
Życzę weny oraz słodyczy :P
Córka Zeusa
Ja Wybranych kocham, ale na pewno nie będzie miało to związku z tym opowiadaniem.
UsuńMuszę Cię rozczarować ale Willa będzie dużo. :3 Ale Ethana też :)
Cieszę sie bardzo, że blog Ci się podoba.
Cześć! Kiedy będzie nowy rozdział? Strasznie dawno nie wstawiałaś... Jak dla mnie, w każdym razie... :D
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdział :D
ja mówiłam tu rozdziały nie będą pojawiać się regularnie. :/
Usuńpostaram się na 23 się wyrobić ale nie obiecuję :)
Fajny rodzial ;) zapowiada sie ciekawie a ja na przekór innym kibicuje Williamowi ;)
OdpowiedzUsuń-Ann
cieszę się, że Ci się podoba :)
UsuńJa tez wole Willla xD