poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział I

Otworzyła oczy. Nie wiedziała gdzie jest. Ostatnie co pamiętała to... Nic nie pamiętała. W głowie miała pustkę. Nie wiedziała kim jest...

Usiadła. Zobaczyła przed sobą długie, blade nogi. Bose stopy...  Wyciągnęła przed siebie ręce. Były równie blade jak nogi.

Usłyszała nad sobą głos, jednak nic nie zrozumiała.

Podniosła wzrok. Nad nią stał wysoki i umięśniony chłopak. Miał czarne, krótkie włosy i brązowe oczy. "Jest przystojny" stwierdziła...
Brunet ponowił pytanie lekko zniecierpliwiony. Znowu nic nie zrozumiała. Rozejrzał się.
 Powiedział coś. Wychwyciła tylko słowo "Hacjenda" Podał jej rękę. Ona złapała za nią i wstała.
Potem wymamrotał coś chicho i zapytał :
- Skąd się tu wzięłaś?
Tym razem zrozumiała. Wzruszyła ramionami. Zapytał też czy wszystko w porządku. Pokiwała twierdząco głową
 Delikatnie postawiła jedną nogę przed drugą i tak znowu i znowu... Nieznajomy prowadził ją przez jakąś alejkę. Po chwili stanął przed nimi wielki budynek. Ściany miały kolor brzoskwiniowy. Były tam wielkie okna, jak i takie mniejsze. "Umiem chodzić, rozumiem wszystko, rozróżniam kolory, ale czemu nie pamiętam kim jestem, ani nic innego?" zapytała samą siebie.
- Z zewnątrz jest niesamowite. Co dopiero w środku... Jest tam wszystko. Ale pewno nie ja będę cię oprowadzać. Teraz pójdziemy do dyrektora Grizzled'a. - powiedział i otworzył przed nią wielkie drewniane drzwi, ze szklanymi elementami.
Poprowadził ją długim korytarzem. Ściany były beżowe z kawowymi elementami. Co jakiś czas pojawiały się komody, lustra, obrazy, drzwi. Te pierwsze i czwarte wykonane z ciemnego drewna, a te drugie i trzecie w nie oprawione. Na drugiej ścianie były okna. W końcu znaleźli się przed szklanym, podwójnymi drzwiami. Weszła do środka razem z swoim towarzyszem. Za dużym biurkiem siedział mężczyzna. Wyglądał na jakieś 40 lat. Kasztanowe włosy sięgały mu do żuchwy. Na oczach miał duże okulary oprawione w grube czarne oprawki. 
Mężczyzna o coś zapytał chłopaka, ale nie zrozumiała. Użył imienia Ethan. Czyli ma na imię Ethan... Pasuje mu.
Znów coś powiedział, ale tym razem zwrócił się do niej. Zrozumiała tylko słowo "nimfa"
"Nimfa? Przecież jestem człowiekiem!" pomyślała. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że wypowiedziała te słowa na głos.
- Nimfy, moja droga, istnieją. Tak jak bogowie. To wszystko istnieje. Mitologia jest prawdą - wytłumaczył dyrektor. Tym razem go zrozumiała, ale jaka mitologia? A poza tym ona doskonale wiedziała, że nimfy istnieją. A kto mieszkał w drzewach i strumieniach w lasach? - W ogóle jak, moja droga, masz na imię?
- Nie wiem. - odpowiedziała. Dziwnie było wydać z siebie dźwięk. Wcześniej zrobiła to nieświadomie. Głos wyszedł z jej gardła. Brzmiał cienko i cicho. Dyrektor westchnął.
- Greka... Co ostatnie pamiętasz?
- Nic.
Ethan otworzył usta, ale po chwili je zamknął. Dyrektor patrzył się na nią z uwagą. Przesunął w jej stronę jakąś otwartą książkę.
- Przeczytaj to.
Spojrzała na książkę. Była pisana odręcznie. Najpierw widziała szlaczki. Potem rozróżniła litery. A na końcu litery poskładały się w słowa.
- "Selene ma skrzydła przestronne, a blask, który rozsiewa po niebie, rodzi się z jej głowy nieśmiertelnej i ogarnia całą ziemię." - przeczytała. Chciała czytać dalej, ale pan Grizzled zabrał jej książkę sprzed oczu.
Następne przesunął w jej stronę kartkę i jakiś metalowy przedmiot.
- Mówisz i czytasz po grecku... Napisz coś.
Wzięła do ręki przedmiot i chwilę trzymała go nad kartką. Potem napisała dziewięć kształtnych liter. Każdą pisała ostrożnie i starannie. Litery brała przypadkowe. Gdy odłożyła długopis zobaczyła, że złożyły się w wyraz. Chociaż można raczej nazwać to imieniem.
- I piszesz greką... Ale w przetłumaczeniu na nasze to będzie Marceline. Jak łacińskie Marcelina... Chociaż nasza wersja brzmi identycznie. Wybierasz Marceline, czy Marcelina? - zwrócił się do niej.
- Dla mnie to jedno i to samo... - szepnął lekko zirytowany Ethan. Tym razem jego też zrozumiała.
Przyjrzała się temu co napisała. To bardziej jej się podobało. Brzmiało inaczej.
- Marceline... - wymówiła od teraz swoje imię ignorując uwagę chłopaka.
Dyrektor pokiwał głową. Powiedział teraz coś o boskim rodzicu i przywołał do siebie Ethana. Chłopak podszedł do dyrektora i pochylił się nad jego biurkiem. Wyłapała tylko kilka słów : Demeter, Afrodyta.

Po chwili Ethan się wyprostował i podszedł do niej, wyciągając ramię.
- Wybierzesz się ze mną na krótki spacer, Marceline?
Jej imię w jego ustach zabrzmiało jak komplement... Lekko się zarumieniła, ale przyjęła jego ramię. Wyszli z gabinetu dyrektora, wcześniej się z nim pożegnawszy i poszli inną drogą. Szli teraz w milczeniu turkusowym korytarzem.
- To jest skrzydło dziewcząt, a że korytarze dzieli się na boskich rodziców to, to jest korytarz córek Posejdona, zaraz będzie korytarz córek Demeter.
Spojrzała na niego lekko zdziwiona.
- Córek Posejdona? Posejdon jest bogiem mórz i nie ma chyba półboskich dzieci... Tak jak Demeter...
- Od wieków bogowie mają półboskie dzieci. Schodzą na ziemię jak to robili w starożytności, zakochują się w śmiertelnikach i efektem jesteśmy my - półbogowie. Hestia, Hera i Artemida nie mają dzieci, bo przysięgały wieczne dziewictwo, a tak to większość bogów ma swoje dzieci. - wytłumaczył.
Starożytności?
- A Atena? - spytała.
Ethan westchnął, ale wytłumaczył jej, że nie do końca wiadomo jak rodzą się dzieci Ateny, ale je ma.
Szli teraz korytarzem utrzymywanym w kolorze zielonym. Była tak zapatrzona w wzory na ścianach, że nie zauważyła chłopaka idącego przed nią. Wpadli na siebie. Marceline puszczając ramię Ethana upadłaby, gdyby ktoś nie złapał ją za obie ręce i nie przyciągnął do siebie. Przez chwilę opierała sie na nim, ale po chwili została brutalnie odciągnięta od niego. Wtedy mu się przyjrzała. Wysoki, czarne włosy trochę krótsze niż włosy dyrektora, umięśniony. Chłonęła wzrokiem jego sylwetkę, ale po chwili spojrzała na twarz. Wyraźnie zarysowane kości policzkowe, pełne usta... Nawet podbródek miał doskonały. Wyglądał jak ideał. Jego oczy miały kolor tafli wody Morza Egejskiego. Chwila... skąd ona wie jaki kolor ma Morze Egejskie?
Widziała, że kłócił się z Ethanem, ale nie słyszała (i nie rozumiała) co mówili. Widziała tylko ruch tych idealnych warg jak mówił. 
Po chwili została wyrwana z transu, szarpnięta za ramię przez Ethana, który wyminął przystojnego nieznajomego szarpiąc ją przy tym za rękę. Kiedy już trochę się oddalili chłopak szepnął :
- Z dziećmi Zeusa zawsze są problemy...
- On był synem Zeusa? - spytała lekko zdziwiona. To tłumaczy kolor oczu.
- William Evel. Syn Zeusa. Jest tu od dawna i wywołuje piski każdej dziewczyny w całej Hacjendzie. - odparł z wyraźnym obrzydzeniem.

Marceline więcej nie pytała. Doszli do ogrodu. Spacerowali po nim i rozmawiali. Ethan tłumaczył jej zasady panujące w Hacjendzie. Od 23 nie można wychodzić z pokoi. Śniadania są na 8:00. Potem każdy spotyka się z przydzielonym mu mentorem. Mentorami są najczęściej dorosłe dzieci Ateny. Mentor z podopiecznym ustalają grafik. Mentor uczy wszystkiego. Matematyki, angielskiego, biologii... (udała, że wiem czym są ostatnie dwa przedmioty) Jak i ma sie  nim treningi, np. swoich mocy czy wytrzymałościowe. Pomiędzy jest jeszcze Lunch o 13:00 Zajęcia z Mentorem nie mogą trwać dłużej niż do 17:30 i potem do obiadu jest wolne. O 19:30 jest obiad. A o 22 trzeba iść się umyć do łazienki, po jednej na każdy korytarz i o 23 gasić światła.

Jak i przedstawił jej wygląd i rozmieszczenie Hacjendy. Budynek jest rozdzielony na cztery części. Od wschodu jest skrzydło męskie, od zachodu żeńskie. Pomiędzy, od południa (i od wejścia), są sale treningowe, wielka biblioteka, gabinet dyrektora, sekretariat, w którym pracują nimfy i sale do nauki, gdzie Mentorzy spotykają się z Podopiecznymi.  Z tyłu, od północy jest Część Rekreacyjna. Największa. Są tam pokoje gier. Bilard, piłkarzyki, cymbergaj i wszystko inne co możliwe. Spa, sauna, kryty basen. W środku, pomiędzy częściami Hacjendy był mini-aquapark ze zjeżdżalniami, barkiem...
Każdą część łączą długie, ukośne korytarze, z obu stron przeszklone, oparte na filarach. Skrzydło żeńskie i męskie nie są połączone, tak samo jak część rekreacyjna i część szkolna.

Ethan co jakiś czas rozglądał się dookoła.
W końcu dotarli do fontanny. Marceline zaczęła bawić się wodą. W momencie kiedy podniosła rękę woda poszła za jej przykładem. Kilka kwiatów urosło. Zerwał sie lekki wiatr. A po chwili z jej drugiej dłoni wystrzeliło kilka iskierek.
- Ethan, co się dzieje?! - pisnęła przerażona, ale syn, jak się dowiedziała, Aresa tylko się uśmiechał.
- To znaczy, że wiemy kto jest twoim rodzicem. Jesteś córką Hekate. Bogini magii. Chodź, trzeba to powiedzieć dyrektorowi! - krzyknął i pociągnął ja za rękę. Po kilku minutach znaleźli się w gabinecie dyrektora. Ethan opowiedział mu wszystko a ona tylko kiwała głową. Dyrektor wyznaczył jej mentora i przydzielił pokój. Mówił, że będzie go dzieliła z inną córką Hekate, Veronicą.


Z Mentorem miała się spotkać za godzinę. 
_______________
Oto pierwszy rozdział.
Mam nadzieje, że się podoba :)
Przepraszam za błędy :)
Nie zanudzam
Laciata <3
Jeśli czytasz to skomentuj!!!

11 komentarzy:

  1. Ave Laciata!

    Rozdział świetny
    Marceline? nie miałaś pomysłu na imię??
    Hacjenda? serio Hacjenda? to dziwne brzmi? i co się stało z obozem?
    Wyczuwam miłość :3

    Pozdrawia luna Valdez

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ethan czy Will?
      Tak nie miałam pomysłu xD
      A obozu tu nie ma, A że Dom i Szkoła i Akademia były zajęte to musiałam coś wymyślić. i padło na Hacjende xD
      Ave Luna

      Usuń
    2. Ten Ethan :)

      A czemu nie ma obozu? Luna chce wiedzieć :)

      Usuń
    3. bo Obóz jest w Percym. A to nie o Percym xD

      Usuń
  2. Wow... Takiego się nie spodziewałam, ale jest super tylko słowo; "Hacjenda"... Nie wiedzieć czemu kojarzy mi się z Zorrem :D
    Ale blog super, zapowiada się naprawę fajnie :D ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mnie też kojarzy się z Zorrem, ale nic innego nie mogłam wymyślić xD
      Cieszę się, że Ci się podoba :)

      Usuń
  3. Świetne :)
    Nazwa tez kojarzy mi się trochę z Zorro'em ;) A fabuła strasznie przypomina tą z Wybranych *.*
    Oczywiście bede czytać ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybrani, że Nocna Szkoła? Kocham to ale nie... raczej będzie mały związek z Wybranymi :)
      Hacjenda wszystkim kojarzy sie z Zorrem :)
      cieszę się że Ci się podoba :)

      Usuń
  4. Chciałabym zaprosić na ŚWIETNEGO bloga Mammaris!!! Niestety jego autorka nie umie go właśnie dobrze rozprzechwstrzenić po sieci, więc mało osób go czyta,a szkoda bo jest naprawdę ciekawy :D
    Wstawiam króciutki prolog:

    małe wprowadzenie do mojego życia...

    Jak to jest być innym? Kimś, kto na śniadanie je bułkę z dżemem i ogórkiem zielonym? Hej, ludzie! To jest naprawdę smaczne!
    Ale o trochę inną odmienność tu chodzi. Naprawdę, kiedy uczysz się w prywatnej szkole dla dzieci z problemami, patrz: spowodowałem wypadek na pasach, zginęła dziewczynka lat siedem, nie pójdę siedzieć, bo mam bogatych rodziców i wyślą mnie do luksusowej prywatnej szkoły, gdzie poudaję, że żałuję, a potem pójdę na studia i moje życie będzie usłane różami. Tak to mniej więcej wyglądało. W każdym razie, wszyscy mają gdzieś, co jesz na śniadanie. Mogłabyś zjeść strażnika, który wywołałby sensację tylko i wyłącznie w twoim żołądku, a mali kanibale z trzeciego piętra wyzwaliby cię na pojedynek.
    A ja? Jestem złą dziewczynką. I nie mówię tu o podkładaniu nogi nauczycielkom schodzącym ze schodów. Ja naprawdę robiłam złe rzeczy. A ta szkoła... Kocham to miejsce.
    Ale ono nie kocha mnie.

    A więc zapraszam do czytania tego bloga:
    http://our-second-lives.blogspot.com/

    P.S.:Sorry, że tak chamsko wstawiłam SPAM-a... ale to nie mój blog, więc czuję się usprawiedliwiona :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hacjenda? Nie lepiej hm... Dom, Schronienie, Zamknięcie, Akademia, Hotel, Przytułek?! Ale plusik za oryginalność :). Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń