niedziela, 21 września 2014

Rozdział XII

Will wylądował w szpitalu. Mar prawie poszła w jego ślady, ale udało jej się wybłagać, by pielęgniarki tylko nałożyły jej opatrunek na rany, a ona mogła wrócić do pokoju.

Stanęła przed drzwiami swojego pokoju i delikatnie zapukała, poczym otworzyła drzwi i weszła do środka.
W pomieszczeniu zastała Nicka leżącego na jej łóżku z nogami opartymi na ścianie i głową zwieszoną poza krawędzią łóżka. Veronica stała obok swojego biurka wyraźnie czym podenerwowana.
- Gdzie byłaś? - spytała na wstępnie.
- Jak migdalenie z Willem? - powiedział w tym samym momencie Nick, a Marceline od razu oblała się rumieńcem na wspomnienie pocałunku - W ogóle żałuj, że cię nie było, chociaż wnioskując po twoim rumieńcu myślę, że czas z Willem spędziłaś równie owocnie. Ominęła cię epicka - położył nacisk na to słowo - pierwsza kłótnia Veremy. Epicka. Zrobili scenę na całą stołówkę! - klasnął w dłonie.
Mówił z takim przejęciem, że Mar nie mogła się nie zaśmiać. Veronica spiorunowała ich wzrokiem.
- O co? - spytała Marceline z lekko udawanym przejęciem, by udobruchać siostrę.
- Zrobił mi scenę zazdrości, bo wpadłam na Gale'a Jacobsena i on mnie złapał. I wyglądało jakbym go przytulała. A ten idiota Jer zrobił mi scenę zazdrości.
- Oficjalna wersja. A prawdziwa  jest taka, że Jer zapytał się czemu ona go przytuliła, a po wyjaśnianiu uznał że nie do końca mu się to podoba. No i się zaczęła... BUM - zrobił rękoma gest jakby coś wybuchało - Apokalipsa. Pamiętaj, Mar - wskazał na nią palcem w nauczycielskim geście - Nigdy nie wkurzaj Veronici Lynch. Nie, niestety to nie jest żona Rossa Lyncha. Wkurzona Vera to jak wszystkie demony piekła i pięciu jeźdźców Apokalipsy razem wzięte.
Mar zaczęła się śmiać jak głupia. Entuzjazm Nicka tak ją śmieszył, że w końcu rozbolał ją brzuch. Za to właśnie kochała swojego przyjaciela. Jego humoru nie dało się nie lubić, potrafił ją rozśmieszyć w każdej sytuacji.
- Nick? - spytała słodkim głosem Veronica. - Jak bardzo kochasz swoje klejnoty?
Spojrzał na nią z mieszanką przerażenia i rozbawienia, powoli przewracając się na brzuch i siadając.
- Bardzo - pisnął, widząc jej morderczy wzrok.
- To wynoś mi się stąd nim obetnę ci je zardzewiałą piłą, którą trzymam w szafie na wypadek spotkania z Jigsawem. - zagroziła śmiertelnie poważnym tonem i chłopak z piskiem, trzymając się za krocze, wybiegł z pokoju, potykając się o własne nogi.
Marceline kolejny raz zaczęła pokładać się ze śmiechu tak, że padła na swoje łóżko i zaczęła się po nim tarzać.
- Z czego się śmiejesz? - burknęła Veronica, odwracając się bokiem do niej i zaplatając ręce na piersi.
Mar usiadła wyprostowana, zasłoniła dłonią usta i pokręciła głową, próbując powstrzymać śmiech. Veronica westchnęła.
- To co ty tam z arcypodłym Williamem Evelem robiłaś? - spytała z nutą podejrzenia w głosie.
Marceline automatycznie się zarumieniła, nagle wyraźnie czując smak mięty na języku.
- Jeździliśmy konno... - wymamrotała, odwracając wzrok.
- Na pewno...? - siostra uniosła brew.
Dziewczyna pokiwała głową, zasłaniając twarz włosami. Nagle sobie przypomniała o Rillianne i Lily.
- Will miał siostry?
Vera spojrzała na nią dziwnie.
- Dwie. Skąd wiesz? Mówił ci?
- Nie, ale.. Widziałam je.. - szepnęła - I jego matkę też...
- Widziałaś Jacquline Evel? To może lepiej będzie jak poznasz całą historię... - zaproponowała Veronica niepewnie.

Mar pokiwała głową. Historia rodziny Willa z każdą chwilą bardziej ją ciekawiła. Siostra usiadła po turecku na swoim łóżku i podjęła opowieść :

- Jacquline po urodzeniu bliźniaków założyła organizację zwaną Cieniami. W jej skład wchodzili ludzie, którzy przysięgli wierność Nyks i Mrokowi czyli szefowi Cieni, w tamtym czasie Jacquline. Pod jej dowództwem atakowali Szkoły, takie jak nasza Hacjenda, w różnych krajach, tym samym próbowali obalić Radę.
Ale mówimy o Jacquline a nie o Cieniach.
Gdy urodziła dzieci przekonała, za plecami Zeusa, czyli faktycznego ojca bliźniaków, Aresa - zaczęła wyliczać na palcach - Apollina, Hadesa, Posejdona i Hermesa, ominęła tylko Dionizosa i Hefajstosa, iż William i... nie wiem jak ma jego siostra na imię...
- Rillianne. - wtrąciła Marceline.
- Aha, okay... Iż William i Rillianne są ich dziećmi, błagając o ich błogosławieństwo. Wiesz żeby mieli moce od danych bogów. Oczywiście każdy z bogów w to uwierzył. Bo jak inaczej. W między czasie nakłaniała Zeusa, by ze swoich dzieci zrobił bogów potężniejszych niż jakikolwiek Olimpijczyk, a z niej samej zrobić nową Herę, a starą zabić czy wywalić do śmiertelników. Kiedy Zeus miał się zgodzić dowiedział się o jej związku z Cieniami i manipulacji innymi bogami. Wściekł się. Amerykę przez kilka dni nawiedzały burze i pioruny. Jacquline została skazana na śmierć, ale uciekła razem z dziećmi. Przez dziesięć lat nikt o niej nie słyszał ani nie widział. Krąży pogłoska, że Zeus znalazł ją dwa lata po ucieczce. Jako dawni kochankowie... wszyscy wiemy co się działo. Po akcji Zeus nie mógł jej wydać, więc pozwolił jej uciec pewny że niedługo ją znajdą. Prawdopodobnie z tej jakże owocnej nocy Jacquline wyszła z brzuszkiem. Bynajmniej. Przez dziesięć lat Jaquline kierowała Cieniami z ukrycia i wychowywała dzieci. W końcu ją znaleziono, ale gdy dotarli do jej domu zastali ruiny. Jacquline wywołała pożar we własnym domu, zabijając siebie i córkę. W ruinach domu odnaleziono ciało jej i ośmioletniej dziewczynki. Przeszukali urzędy i doszli do wniosku, że była jeszcze jedna z Evelów. Dwa lata młodsza od Williama i Rillianne.
- Lily. - szepnęła Mar, przypominając sobie słodką dziewczynkę ze stajni.
- Jeśli tak mówisz... Jest teoria, iż jest ona córką Zeusa, ale nie zostało to potwierdzone.
- Jest. - kiwnęła głową Mar - Gdy z nią rozmawiałam nazwała Zeusa tatusiem. - nastała chwila ciszy. - A co się stało z Willem i Rillianne?
- Po dwóch miesiącach odnaleźli Williama, schowanego w jednej z klas w szkole do której chodził. Zapytany o Rillianne powiedział, że jego siostra zniknęła kilka dni wcześniej. Jego wysłano do nas do szkoły, a po nie owocnych poszukiwaniach, Rillianne została uznana za zmarłą. - zakończyła opowieść - Już znasz jego historię.
Mar pokiwała głową.
- Ale... Skąd ty ją znasz?
- Robiłam album o Jacquline na historię. W bibliotece można go wypożyczyć. - wzruszyła ramionami i ziewnęła - Nie wiem jak ty, Mar, ale ja idę spać.
Veronica przeciągnęła się, upadła bokiem na łóżko, wgramoliła się pod kołdrę i nie minęło pół minuty a do uszu Marceline już doszedł jej równy oddech.

Mimo zmęczenia, później pory, i tego, że godziny odwiedzin minęły dawno dziewczyna postanowiła odwiedzić Willa w szpitalu.

Bez butów, jedynie w skarpetkach skradała się przez część żeńską z wielką nadzieją, że jakiś zbłąkany chłopak, wychodzący od swojej dziewczyny jej nie przyuważy.
- Mar? - usłyszała za sobą znajomy męski głos - Co tu robisz?
Ledwo powstrzymała się od jęku.
- Ethan? - odwróciła się do niego i zaplotła ręce na piersi - A ty? To chyba nie jest twój akademik... - powiedziała, odczuwając lekką irytację. Traciła przez niego minuty...
Chociaż doskonale wiedziała co chłopacy robią w damskim akademiku. Ukuła ją mała igiełka zazdrości. Przecież Ethan nie wykazywał zainteresowania inną dziewczyną niż Mar... Ale w sumie Will... Nie powinna tak myśleć o ich obu... Musi wybrać jednego.
- Byłem u siostry. - wytłumaczył się podchodząc do niej. Doszła do niej delikatna woń alkoholu. Złapał ją za nadgarstki - A co? Zazdrość cię ogarnia, skarbie? - przyparł ją do ściany. - Bo ja bardzo. Do kogo idziesz?
- Ethan... puść mnie - powiedziała spokojnie, starając się nie reagować na jego oddech muskający jej szyję. - Idę do szpitala.
- Po co? - spytał zachrypłym głosem - Chodź ze mną...
- Ethan... - ostrzegła.
- Kocham jak wymawiasz moje imię... - wychrypiał i ją pocałował.
Uwielbiała pocałunki Ethana. Nie dało się zaprzeczyć. Ale... od razu przed oczami stanęła jej scena z plaży. Tak, Droga Marceline odezwał się jakiś głos w jej głowie Jednego dnia całowałaś się z dwoma innymi facetami. Zignorowała go i dalej dała się całować Ethanowi, powoli dochodząc do wniosku, że wybiera jego, a Willowi powie, że nic z tego, ale gdy jego dłoń powędrowała do zamka na jej plecach, odepchnęła go i z całej siły uderzyła płaską dłonią w twarz. Zatoczył się do tyłu patrząc na nią głodnym wzrokiem.
- Nie zbliżaj się... - zagroziła lekko drżącym głosem. Wyraz oczu Ethana przerażał ją. Przywołała na czubek palca płomyk i powoli się cofając się do tyłu, odeszła od niego. Gdy skręciła puściła się biegiem.

Po chwili dotarła do szpitala.
Chowając się w wnękach unikała nimf-pielęgniarek. Po kilku próbach znalazła salę w której przebywał Will i jakaś kobieta... Dopiero po chwili odkryła do kogo należą dwa kitki. Rillianne siedziała przy bracie i delikatnie nawijała jego włosy na palec, szepcząc coś cicho. Podniosła głowę i zauważyła Marceline. Uśmiechnęła się wrednie, pocałowała Willa w czoło i zniknęła. Chłopak przewrócił się na brzuch i cicho jęknął, gdy naruszył bandaże. Mar usłyszała kroki w głębi korytarza i szybko wkradła się do pomieszczenia.
- Will? - szepnęła prawie niesłyszalnie, bojąc się, że go obudzi, jeśli spał.
- Willy bardziej mi się podobało, Marceline. - wymamrotał otwierając jedno oko i przeszywając ją błękitnym spojrzeniem.
Dziewczyna oblała się rumieńcem aż po szyję, co on skomentował śmiechem. Odsunął się kawałek na łóżku i odchylił kołdrę.
- Schowaj się by cię pielęgniarki z obchodu nie złapały. - wytłumaczył widząc jej zdziwione spojrzenie.
Mar pokiwała głową, ale obeszła łóżko i usiadła obok krzesła na którym siedziała Rillianne, skazując przy tym Willa na odwrócenie się na drugi bok, co wywołało kolejny jęk bólu.
- Przepraszam! - pisnęła, rzucając się w stronę jego łóżka - Boli?
Prychnął rozbawiony.
- Walnąłbym teraz taki głupi tekst, ale wyszedłbym na idiotę, a tego nie chce. Jak twoje nogi? - powiedział, wyciągając rękę w jej stronę, zatapiając palce w jej czerwonych włosach. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do ich nowego koloru.
- Oh, Piękna Marceline, boli mnie tylko wtedy, gdy jesteś daleko i nie mogę cię dotknąć! Me serce przeżywa wtedy najstraszniejsze cierpienia! - dobiegł ich spod drzwi znajomy głos - To chciał powiedzieć.
Mar odskoczyła od Willa, wywołując tym ból w nogach, który (jak cały wieczór) zignorowała.
- Nick? - westchnął Will - Czemu nie jestem zdziwiony?
- Bo łączy nas taka mocna nierozerwalna nić miłości, że zawsze wiesz kiedy się zbliżam, bo twe serce bije wtedy mocnej. - powiedział wyniosłym, teatralnym tonem, odbijając się od framugi drzwi, o którą się opierał. - A nie, sorry. To z Marceline tak masz. - machnął lekceważąco ręką - Mnie po prostu za bardzo znasz.
Mar jednocześnie zarumieniła się po szyję i nie mogła pohamować śmiechu. Nick był mistrzem w rozbawianiu jej. I nie tylko jej, bo zauważyła, że Will, mimo markotnej miny małego dziecka, również się uśmiecha.
Nick wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Kurde, płacić mi za to powinni. Jednocześnie sprawiłem, że a) - zaczął wyliczać na palcach - Marceline spiekła buraka, b) śmiejąc się przy tym, c) wielki William Evel się uśmiecha.
- Tak, tak, tak, Nick. Jesteś bogiem. - powiedział Will, próbując usiąść, ale skrzywił się z bólu i zaprzestał próby.
- Pomogę ci. - chicho szepnęła Mar i delikatnie pomogła mu usiąść po turecku. Zgarbił się i zasłonił włosami twarz, chowając uśmiech.
- Noż, wy nawet w obecności przyzwoitki się do siebie milicie. Wiecie wy co... - zarzucił im syn Apollina, gestykulując jedną ręką.
- Nick... - zaczął Will - Zamknij oczy.
- Po co? - zaprotestował.
- Zamknij oczy. - powtórzył groźniejszym tonem.
- Tak jest, panie Złe i Potężne Zeusiątko. - skłonił się, ale wykonał jego polecenie.
Will skinął na Mar palcem. Dziewczyna lekko zmieszana usiadła na łóżku obok niego.
- Zatkaj uszy. - wydał następne polecenie, które Nick wykonał bez protestu - I odwróć się.
- I tak mam zamknięte oczy, więc po co? - zaprotestował dziecinnym głosem.
- Nick... - zagroził, jego przyjaciel.
- Już, już - powiedział, wykonując przy tym kilka śmiesznych min, ale odwrócił się.
Potem Will na migi pokazał Marceline, że też ma zamknąć oczy. Grzecznie wykonała jego polecenie, domyślając się co zamierza zrobić.

I oczywiście zgadała. Will powoli i delikatnie ją pocałował, tak jak nigdy nie robił tego Ethan. Myślała, że się rozpłynie, ale przeszkodził jej głos sumienia :
"Tak, Marceline. Całowałaś się dwa razy z Ethanem i dwa razy z Willem. Jednego dnia. Naprawdę... robi się z ciebie rozpustnica... Nie wstyd ci?"
Gwałtownie odskoczyła od chłopaka, spadając przy tym z łóżka. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że "głosem sumienia" był Nick, który się odwrócił i otworzył oczy. I który teraz pokładał się ze śmiechu. Co utwierdziło ją w przekonaniu, że ma wybrać i nie bawić się oboma.
- To ja... - zaczęła Mar, wstając niezgrabnie - To ja może... już wrócę do siebie... - wyszeptała ze spuszczoną głową i pobiegła do swojego pokoju.

Otworzyła drzwi i od razu owiał ją chłodny podmuch wiatru. Okno było otwarte, firanki trzepotały na wietrze, jakaś kartka zleciała z biurka. Ten widok zdziwił Marceline. Przecież jak wychodziła z pokoju okno było zamknięte. Podeszła i zamknęła je. Jej wzrok przykuła mała, biała kartka. Ładnym, schludnym pismem była napisana krótka wiadomość :

Jeśli chcesz wiedzieć o co chodziło mi z Obdarzoną przyjdź za dwa dni do Viel.
Sama.
~R.E

Marceline patrzyła przez chwilę na kartkę, poczym schowała ją do swojej szuflady w biurku. Wiedziała, że Rillianne jest w tej chwili jedynym źródłem informacji. Will nie powie jej, o co chodziło jego siostrze. Była tego świadoma. Tak samo jak tego, że grozi jej niebezpieczeństwo ze strony Mroku. Ale musiała iść. Musiała spotkać się z Rillianne. Zapytać ją o parę rzeczy. Musiała poznać prawdę o tamtym dziecku z wizji i o tym kim jest jako Obdarzona.


Z tą myślą położyła się spać.
_______________
Oto przed Wami dwunasty rozdział!!!
Nareszcie!!!
Przepraszam bardzo za taką przerwę. Trzydzieści trzy dni nie było rozdziału. Ale teraz już jest!
Co mam na swoje usprawiedliwienie?
Szkoła... No dobra miałam jeszcze pół miesiąca wakacji, ale... Klątwa Tygrysa i Dengeki Daisy były zbyt przekonujące, wybaczcie. 
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba. I oczywiście przepraszam za błędy. 
A i jeszcze jedno... Od teraz rozdziały będą rzadziej. (Miasto Niebiańskiego Ognia w środę ma premierę, wiec będę bardzo zaczytana <3 ) Szkoła i wiece... *przewraca oczami* 
Nie zanudzam
Laciata <3

Dziękuję bardzo za ponad 3000 wejść! Jesteście wspaniali <3


Jeśli czytasz to skomentuj!!!