Kilkanaście
lat później...
-
Mamusiu, czemu kładziemy na grób cioci tylko róże? - zapytała mała dziewczynka
podnosząc swoje niebieskie oczy znad nagrobka, na stojącą nad nią Marceline.
Kobieta
uśmiechnęła się czule, ale ten uśmiech był lekko zabarwiany smutkiem.
-
Bo ciocia uwielbiała róże, Heavenly. - zza jej pleców rozległ się cichy, ale
głęboki głos. - Nie można było jej dać innych kwiatów niż one, bo od razu się
wściekała - uśmiech Willa stal się bardziej smutny - Niektórym nawet jej imię
kojarzyło się z różami.
Dziewczynka
znów spojrzała na stojący przed nią grób, na napis wygrawerowany na nim piękną
czcionką Rillianne Evel i jej data
narodzin i śmierci. Nic więcej. Podniosła wzrok na inne groby w okolicy. Marceline
i Will mówili jej, że to pomniki upamiętniające herosów zmarłych w wielkiej
bitwie. Byli bohaterami. Niestety co do Rin nie za bardzo się to zgadzało.
-
Szkoda, że nie mogłam jej poznać... - wyszeptała cichym głosem, zasłaniając
twarz ciemnymi włosami i ruszając usteczkami w cichej modlitwie.
Mar
zerknęła na Willa. Wiedziała jak bardzo kochał swoją siostrę i jaki ból
sprawiały mu wizyty na tym cmentarzu. Podeszła kilka kroków i objęła go w
pasie, opierając głowę o jego ramię.
-
Trzynaście lat... - wyszeptał w jej włosy.
Nic
nie powiedziała. Nie powinna. Nie znała Rillianne. I żałowała tego za każdym
razem, gdy tu przychodzili. Chciałaby poznać Rin jako szwagierkę, chciałaby
żeby szukała z nią sukni na ślub, przygotowywała ją zanim poszłaby przed nawę,
gdzie stał Will.
Wiedziała,
że nie powinna go kochać. Nie po tym ile przez niego cierpiała. Nadal zdarzały
się noce, gdy śniły jej się dni które spędziła w lochach Cieni. Veronica
powtarzała jej, że to zły wybór, mimo tego jak wspaniałym facetem Will się
wydaje.
Ale
oczywiście Marceline wiedziała lepiej.
Z
wielkimi obawami, zaczęła spotykać się bardziej na poważnie z Willem, chociaż
czas miała też zawalony szkołą (już nie Hacjendą, poszła do normalnego liceum),
maturą, potem studiami. Zaskoczył ją propozycją ślubu. Nick był jak najbardziej
za, jednak Veronica kategorycznie jej tego odmawiała. Ale Marceline, zakochana
w Willu, juz od jakiegoś czasu, chociaż niepewną miłością, nie mogła się nie
zgodzić. Ta nadzieja w jego oczach i ten ból, że potrzebuje jej, bo nie został
mu juz nikt.
Dla
wszystkich William Evel był zamkniętą w sobie skorupą bez uczuć. Tylko ona
widziała jak bardzo boli go utrata Rillianne.
Jej
mąż uniósł głowę i spojrzał na córkę. Uklęknął przy niej.
-
Już możemy iść, czy jeszcze chcesz tu postać? - zapytał łagodnie. Był
najcudowniejszym ojcem jakiego Marceline mogła sobie wymarzyć dla swojego
dziecka.
Heavenly
pokiwała głową z lekkim uśmiechem. Była tak do niego podobna. Ten sam uśmiech.
Mar dostrzegała w niej kilka swoich cech, ale mała najbardziej wdała sie w
tatę.
Will
wziął ją na ręce i pytająco spojrzał na żonę. Pokiwała głową i wszyscy oddalili
się w stronę Hacjendy stojącej w tle.
-
Nie idziemy do wujka Nicka, prawda? - pisnęła dziewczynka. Nick mimo, że miał
już te swoje trzydzieści parę lat, z charakteru nie zmienił się ani trochę.
Nawet nie wydoroślał. Co irytowało małą Heavenly i jej ojca przy okazji. Cała
trójka współczuła jego uczniom. Biedni nastolatkowie.
Mar
zaśmiała się cicho.
-
Nie, spokojnie. Wracamy do domu, prawda? - zerknęła na Willa.
-
Ja chcę jeszcze na lody! - krzyknęła Heav, wyrywając się z objęć.
-
Hej, bo spadniesz! - zaśmiał się - Spokojnie, pójdziemy na lody. - uśmiech
rozświetlił jego oczy. - Tylko bądź grzeczna.
-
Jasne! - zawołała i owinęła swoimi małymi ramionami szyję Willa.
Marceline
stała za nimi z uśmiechem. Jak ona ich kochała...
Za
jej plecami rozległ się krzyk dzieci. Odwróciła się Zobaczyła piątkę chłopców i
jedną dziewczynkę w wieku mniej więcej trzynastu lat. Zbiegali ze wzgórza na
cmentarz.
-
Hej, James, Cal, Justin, Gideon, Ollie! - zawołała za nimi dziewczyna - To
cmentarz bohaterów! Nie możecie się tu tak bawić!
-
Wiemy, Kat, wiemy! - wykrzyknął najwyższy z chłopców - Ale dziś rocznica!
-
Mój brat tu jest! - powiedział głośno, ale z lekkim smutkiem jedyny rudowłosy pośród
całej grupki - Chcę być pierwszy!
Marceline
przyjrzała mu się na tyle na ile pozwalał jej ludzki wzrok. Od trzynastu lat
jest człowiekiem, jednak nadal czasem trudno było jej w to uwierzyć.
Rodzeństwa
półbogów zdarzały się bardzo rzadko, ale Mar pamiętała jednego rudowłosego,
miłego chłopaka, który zawsze wszystkim pomagał i który wepchnął Ethana
Lordly'ego do basenu. Ten chłopiec strasznie go przypominał. Urodził się już po
Bitwie z Cieniami... Ollie... Tak tamten chłopak miał na imię Ollie. Poczuła
lekkie wyrzuty sumienia, że nie pamiętała jego imienia... Jak widać matka
nazwała go, po starszym, zmarłym bracie.
Uśmiechnęła
sie lekko. Dobrze wiedzieć, że następne pokolenia pamiętają o bohaterach dzięki
którym mogą żyć w jakotakim spokoju, lękając się jedynie potworów, bez strachu
przed Cieniami.
-
Marceline! Idziesz? - z rozmyślań wyrwał ją głos Willa. Odwróciła sie do nich.
Oboje z Heavenly stali przy wyjściu z Hacjendy.
Uśmiechnęła
się szeroko i pobiegła w ich stronę zostawiając za sobą kolejne pokolenie
Herosów czczące pamięć zmarłych, którzy polegli by oni nie musieli przejmować
się kimś takim jak Cienie i żyć bez strachu.
Chociaż,
życie herosa nigdy nie jest bezpieczne. Bogowie zawsze wynajdą im jakieś
zajęcie...
____________ BARDZO PROSZĘ POŚWIĘCIĆ CHWILĘ I PRZECZYTAĆ TO CO JEST NIŻEJ, DOBRZE?________________________
Tak
Oto i epilog...
Jak poprzednio będzie mi strasznie trudno wcisnąć ten mały pomarańczowy rażący w oczy guziczek "Opublikuj" mimo tego, że mama goni mnie już do spania i czeka na mnie odcinek anime...
Nie sądzę, by to opowiadanie było dobre.
Ale też nie uważam, że było złe. Miało taki średni poziom. Może ktoś się ze mną zgadza, może nie.
Ale też nie uważam, że było złe. Miało taki średni poziom. Może ktoś się ze mną zgadza, może nie.
Mam wrażenie, że pod koniec coś tu zepsułam i wszystko straciło na jakości...
Ale muszę się przyznać.
Pogubiłam się w tym po prostu... Pozapominałam fakty, namieszałam w świecie i tak dalej
I za to przepraszam
Ale mimo wszystko cieszy mnie fakt, że udało mi się wykreować takich bohaterów, gdzie jeden nie jest taki sam jak drugi *jak to miało miejsce na poprzednim blogu* stworzyć taką akcję, chociaż to nie wyszło mi za dobrze. Że udało mi się jakoś z tym światem, Cieniami i tak dalej. I pokochać moich bohaterów... Marceline, Willa, Nicka, Rillianne...
I mimo tego jakie to czasem wydaje mi się beznadziejne... Jestem dumna z tego opowiadania...
Mimo wszystkich wad, a trochę ich jest.
Zanim też oficjalnie się pożegnam...
Muszę przecież jeszcze podziękować...
Dziękuję Werzę i Esti moim przyjaciółkom, które mnie znosiły... I słuchały jak gadam o tym, że muszę napisać rozdział ale mi się nie chce. Chociaż obie i tak tego nie czytają. Wiedźcie, że jesteście wspaniałe ;* obydwie i każda inaczej <3
Dziękuję JuJu via Starlette, dzięki której kiedyś nauczyłam się pisać Daughter xD. Dziękuję Ci, że mnie znosisz od tych parunastu miesięcy, czytasz wszystko, choć nie bardzo Ci się pewno chce, doradzasz mi czasem i za to, że zaraziłaś mnie GoT i to coś mogło być czasami ochydne *tak mówię o Lordly'm* Za to, pomagasz mi kiedy w siebie wątpię i podnosisz mi samoocenę * która i tak niska nie jest xD*
Dziękuję Grażce via Lunie, chociaż nie wiem czy to przeczytasz. Mimo tego jak się w sumie to skończyło, dziękuję Ci, że byłaś, komentowałaś i mnie dzielnie znosiłaś, poprawiałaś i czytałaś wcześniej podnosząc mi ocenę o tym czymś.
Dziękuję Roldze, która przy pierwszym swoim pojawieniu wkurzyła mnie pytaniem o nexta pod oneshootem xD I tak Cię uwielbiam <3 Nadrobiłaś to resztą komentarzy, dziękuję, że od Września*jak nie wcześniej* jesteś ze mną i czytasz i komentujesz, niecierpliwisz się i dajesz mi motywację.
No cóż dawałaś... Życzyłaś mi weny, czekolady, ferrero roche i dziękuję za to, że przy Twoich komentarzach mogłam pokładać się ze śmiechu <3
Dziękuję Spite, która może już o mnie nie pamięta, ale była ze mną przez bardzo długi czas <3 Dziękuję
Dziękuję też Aurum Argentum, która tak samo jak Spite, chyba juz o mnie zapomniała, ale ja zawsze będę o Was pamiętać <3
*nie mogłam się powstrzymać*
Dziękuję też Luce, która obserwuje oba moje blogi, ale poza tym nie dała o sobie nigdy znać.
*kurde zaczynam się trząść z emocji*
Poza tymi osobami dziękuję tez każdemu kto skomentował tego bloga chociaż raz
Dziękuję Miss Parisson, Anonimowi spod pierwszego prologu, Aryi Chase, Córce Zeusa, Ann, Domci, Adżes, Weronice Pytlasińskiej, Osobie z literami greckimi w nicku, których nie mogłam przekopiować, przepraszam, dwóm anonimowym osóbkom, Radosnej Oli, Lolicie,
Annabell di Angelo i Rudej <3
Naprawdę dziękuje Wam wszystkim z całego serca.
Każdy mały pojedynczy komentarz dodał mi weny i poprawił humor.
No dobrze, bo pisząc ten epilog i podziękowania
wysłychałam 1 i 1/4 soundtracku z Wiedźmina 3 (który trwa 2 godziny), a jutro
mam rano wyjazd na lotnisko, więc powinnam iść spać.
Ale tak bardzo czułam się w obowiązku dodać to
dzisiaj, że... no
Jeszcze raz każdemu dziękuję.
I proszę, żebym wiedziała, kto to czyta i komu dziękuję.
Krótki komentarz. Jedno słowo nawet mi wystarczy. Tylko bym wiedziała dla ilu
osób nie słuchałam na lekcjach, poświęcałam swój czas, podrywałam nocki i
oczywiście robiłam to co kocham najbardziej, czyli tworzyłam historię <3
Kocham Was wszyskich i jeszcze raz dziękuję za
wszystko.
No to chyba tyle...
Bo na razie robię sobie przerwę od blogsfery... może
kiedyś wrócę...
Dziękuję naprawdę, juz nawet nie wiem co napisać, Chociaz
mam ochotę ciągle pisać dziękuję, tylko by nie przyszedł moment, w kótrym muszę
oderwać ręce od klawiatury i wcisnąć opublikuj i iść spać...
No to chyba
po raz ostatni
Nie zanudzam
Laciata <3