Stała w łazience susząc włosy po ich umyciu dziwnie
czerwonym szamponem. Zerknęła w swoje odbicie i suszarka wypadła jej z ręki.
Dłonie i skóra przy włosach miały dziwny różowy kolor, a włosy
były ognistoczerwone.
Zza rzędu pryszniców wyłoniła się Michelle.
- Pięknie. Długo nie zejdzie - powiedziała z dumą. Podeszła
bliżej Marceline - To za umawiane się z Ethanem - szepnęła i wyszła.
Marceline znów spojrzała na swoje odbicie. Michelle ma
rację. Łatwo się to nie zmyje.
Co ona jej zrobiła? Za co Michelle dolała jej farby do
szamponu?
Wzięła głęboki wdech. Spokój, nakazała sobie. Spokój. Ale w
jej głowie i tak uformował się obraz blondynki oblanej wodą. A po Hacjendzie
rozniósł się straszliwy pisk. Mimo łez w oczach Marceline zachichotała.
Schowała włosy pod ręcznik i wyszła z łazienki. Szybko prześlizgnęła się do
pokoju.
- Ile mo... - zaczęła Veronica, ale przerwała, gdy ręcznik
zsuną się z włosów Marceline - Co ci się stało?!
- Michelle. - odpowiedziała, siadając na łóżku.
- Okay. Spróbujmy to zmyć. Lub chociaż przyciemnić...
O dziewiętnastej ktoś zapukał do drzwi.
Włosy Marcelin były w miarę przyzwoitym stanie - miały barwę ciemnej czerwieni. Nic więcej nie udało im się zrobić.
Włosy Marcelin były w miarę przyzwoitym stanie - miały barwę ciemnej czerwieni. Nic więcej nie udało im się zrobić.
Veronica podeszła do drzwi, ale nie zdążyła ich otworzyć,
gdy do ich pokoju wpadła wściekła Michelle.
- Ty... - warknęła wskazując na Mar - Oblałaś mnie...
Zapłacisz za to!
Marceline i Veronica wpatrywały się w nią z osłupieniem.
Vera otrząsnęła się pierwsza.
- Serioooo? Jeszcze woda?
Michelle nie zwracając na nią uwagi kontynuowała:
- Skończysz marnie, Marceline. Umawianie się z MOIM -
wskazała na siebie - Ethanem to jedno, ale oblewanie mnie wodą to przesada. I
zniszczyłaś mi nowe buty! Pożałujesz. - Wysyczała i wybiegła.
Siostry spojrzały na siebie zdziwione. Veronica wzruszyła
ramionami. Poczekały jeszcze chwilę na Ethana, ale chłopak się nie zjawił. W
końcu podjęły decyzję o pójściu na bilarda. Vera pierwsza wyszła z pokoju, a Marceline
w rogu pokoju ujrzała jakiś cień. Po chwili poczuła jakby jakaś ręka sięgnęła w
głąb jej ciała szukając serca. Potrząsnęła głową, odganiając dziwne wrażenie i
szybko ruszyła za siostrą.
***
Will
- Na gacie Zeusa, jak ty to robisz?! - krzyknął Nick po tym
jak Will wbił piątą bilę z rzędu.
- Nie wzywaj gaci ojca mego na daremno - odgryzł się - I się
zamknij.
Nick udał, że zamyka usta na kłódkę i wyrzuca kluczyk gdzieś
za siebie. Will w tym czasie ustawił kij i pochylił się nad stołem by lepiej
wymierzyć. W momencie, kiedy miał pchnąć kij Nick powiedział:
- Nie żeby coś, ale Marceline przyszła. Lordly się chyba nie
zjawił... - posłał przyjacielowi znaczące spojrzenie.
Kij Willa uderzył bilę zbyt mocno tak, że wypadła zza stołu,
a on sam gwałtownie się wyprostował od razu kierując wzrok ku wejściu.
Syn Apollina wybuchnął śmiechem i oparł o stół bilardowy by
się nie przewrócić i zacząć tarzać po podłodze, co zresztą mu się nie udało, bo
Will uderzył chłopaka w tył głowy posyłając go na podłogę, na której ten zaczął
się tarzać i jeszcze bardziej śmiać.
Jednak drzwi wejściowe otworzyły się, a w nich stanęły
Veronica i Marceline, która z ciemnoczerwonymi włosami wyglądała prawie jak
bogini ognia.
Nick widząc jego wzrok po krótkiej przerwie od śmiechu, znów
śmiał się jeszcze bardziej, czym zwrócił na siebie uwagę dziewczyn. Will
schylił się po białą bilę posyłając Marceline zachęcające spojrzenie, do którego
dodał również łobuzerski uśmiech. Wstał i rzucił bilą w nadal śmiejącego się
Nicka. On złapał ją kilka milimetrów przed twarzą.
- Spadaj sobie do wulkanu! - krzyknął z miną Golluma z
"Władcy Pierścieni".
Will odsunął się od stołu przewracając oczami i dał Nickowi
pole do manewru.
Veronica spiorunowała ich wzrokiem i pociągnęła Marceline do
stołu najdalszego ich.
- Biedaczysko - cmoknął Nick - Piękna Marceline do ciebie
nie przyszła.
- Zamknij się już. - warknął Will i wrócili do gry.
***
Lekko zawiało, a temperatura spadła o kilka stopni. Chłopacy
spojrzeli na siebie lekko zdziwieni. Wrzesień w tym roku jest trochę
chłodniejszy niż normalnie, ale w budynku powinno być o wiele cieplej niż jest
teraz. Za oknami błysnęło i w jednej chwili spadł deszcz. Lampy zamrugały i po
sali rozniósł się krzyk.
- Veronica!!! - wrzasnął Nick i pobiegł do przyjaciółki. Will
popędził za nim.
Światła zgasły i rozległ się złowrogi szept, delikatnie
znajomym głosem:
- Nareszcie...
Dobiegli do córki Hekate. Marceline stała kawałek dalej w
długiej, czarnej, połyskującej sukni. Kiedy się odwróciła jej oczy zaszły
czernią, zasłaniając nawet białka.
Will cofnął się o krok, a Mar (o ile to była ona) zbliżyła
się do niego.
- Synalek Zeusa... - podniosła lekko jego brodę wskazującym
palcem z długim ostrym paznokciem - Ładniutki. Dziękuję ci za rozproszenie
uwagi tej dziewczynki.
- Kim... jesteś..? - warknął z trudem. Palec kobiety wbijał
mu się boleśnie w podbródek.
Zaśmiała się. Niby głosem Marceline, ale takim obcym.
Odsunęła się od Willa i podniosła rękę. Przez okna wpadły nieznane mu potwory i
zaczęły rozwalać wszystko w zasięgu wzroku. Łącznie z uczniami. Jeden z
człekokształtnych monstrów wziął młodszego chłopaka, który razem z kolegami
zerwał się do ucieczki i rozszarpał go na pół. Salę zalały krzyki i uczniowie,
którzy próbowali się ratować. Willowi ucieczka nie mogła się udać, gdyż obok
niego stała Marceline, a przy niej "strażnik" w postaci największego
z potworów. Nick zabrał oszołomioną Veronice i po chwili w pomieszczeniu został
tylko Will i Marceline, która śmiała się w niebogłosy. Potwory wciąż burzyły
wszystko, a dorośli nie nadciągali z pomocą. Will sięgnął ręką do pasa, ale nie
odnalazł broni. Westchnieniem irytacji powstrzymał odruch uderzenia się dłonią
w czoło. Zawsze, ZAWSZE, miał przy sobie, chociaż krótki sztylet, albo nawet
nóż do masła!, tylko dzisiaj, kiedy to szkoła została zaatakowana nie miał przy
sobie broni.
- Cholera - szepnął i zaryzykował ucieczkę. Ale w ostatnim
momencie, kiedy już prawie uciekł drogę zastąpiła mu Marceline, Piękna
Marceline, która muchy by nie skrzywdziła, która na treningach obwiniała się, o
to, że mu coś zrobiła, gdy poleciała mu chociaż malutka kropelka krwi. I to nie
z jej winy.
Stała teraz przed nim w ciemnej sukni, z czarnymi oczami,
gotowa wymordować całą ludzkość.
- Ty Williamie, słodki Williamie, zostajesz. Przyłącz się do
mnie! Służ Wielkiej Pani Nocy! Obal ze mną bogów! Zniszcz świat! Zostań władcą
świata u mego boku!
Will cudem powstrzymał się od prychnięcia. Kimkolwiek była
ta kobieta, przydałaby jej się dłuuuga wizyta u psychologa.
Od odpowiedzi uwolniły go... wstęgi srebra? Błyszczące,
srebrne nici oplotły błyskawicznie wszystkie potwory po chwili zamieniając je w
pył. Po chwili maki dopadły też Marceline, skrępowały jej kostki i nadgarstki i
powoli sunęły wyżej, zostawiając na jej bladej skórze czerwone pręgi jak od
poparzeń. Sekundę później rozbłysło światło i wyłoniła się z niego ciemnowłosa
kobieta ubrana w delikatny, cieniutki srebrny chiton. Ale w jej ubraniu nie
było nic wyzywającego, czy nieprzyzwoitego. Prezentowała się dostojnie, pięknie
i sprawiała wrażenie potężnej.
Marceline zamarła z krzykiem na ustach.
- Selene. - syknęła.
- Wiem jak mam na imię. Zostaw moją córkę!
Marceline była córką Selene?! przeszło Willowi przez myśl.
- Ona nie jest twoją córką! Gdy ja tworzyli nie zostałyśmy
zaproszone! Tylko Wielka Dwunastka, Hades i Hestia byli zaproszeni! Nas,
pomniejszych bogów, mieli gdzieś! Nie brałaś udziału w jej narodzinach! -
krzyknęła Srebrne nici wciąż coraz bardziej raniły jej ciało, lecz ona nie
krzyczała.
- Robisz jej krzywdę. - wyrwało się Willowi.
Selene spojrzała na niego, jakby właśnie uświadomiła sobie
jego obecność.
- Nie mojej córce. - powiedziała i oczy jej rozbłysły.
Gwałtownie odwróciła się do przeciwniczki i posłała w jej stronę setki srebrnych
macek. Powietrze przeszył krzyk bólu Marceline. Nagle spowiło ją światło, Selene
w jednej chwili zniknęła. Kilka sekund później z kokonu blasku na podłogę
osunęła się omdlała Marceline.
Podbiegł do niej i w ostatnim momencie uchronił od upadku.
Ułożył ją sobie na kolanach i szepnął jej imię odgarniając jej kilka kosmyków z
twarzy. Lecz jego szept został zagłuszony przez krzyk Lordliego, który wpadł do
pomieszczenia, krzyczącego to samo imię.
Chłopak odepchnął Willa, zwalając Marceline z jego kolan, tak,
że spadła na podłogę.
Will wstał i odszedł od pary, ledwo powstrzymując się od
rzucenia w Lordliego czymś ciężkim.
Ale przypomniał sobie słowa Nicka.
"Możesz się oszukiwać, Lordly, ale ja i tak znam twój
brudny sekret" pomyślał i wyszedł, trzaskając drzwiami.
________________________
Oto ósmy rozdział!
Nareszcie!!! Przepraszam, że tak długo nie było, ale miałam próby kółka teatralnego i jak o ósmej szłam do szkoły to o osiemnastej z niej wracałam, a po tym jakoś weny i ochoty nie ma.
Ale mamy wakacje! Nareszcie (co niestety dla niektórych oznacza rozstanie z klasą :( )! Jak tam u Was zakończenie roku?
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :) i przepraszam za błędy.
Rozdział dedykuję Spite. Dzięki Tobie znalazłam motywację na skończenie tego rozdziału i przepisanie go.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :) i przepraszam za błędy.
Rozdział dedykuję Spite. Dzięki Tobie znalazłam motywację na skończenie tego rozdziału i przepisanie go.
I teraz... Ogłoszenia parafialne!
Po pierwsze : jak pewnie da się zauważyć zmieniłam nieco kolorystykę i czcionkę :) Ale mam nadzieję, że się Wam zmiany podobają :)
Po drugie : w ramach rekompensaty może dodam kilka faktów o sobie? Chyba, że moja osoba Was nie interesuje :) Tyle ile będzie komentarzy tyle faktów :)
Po trzecie : już od razu na początek wakacji Laciata wyjeżdża. Pierwszego lipca lecę sobie na wakacje i nie będzie mnie dwa tygodnie. Może do wtorku uda mi się coś napisać, ale wątpię.
Nie zanudzam i mam nadzieję, że ktoś to przeczytał, choć i tak wiem, że nikt :/
Laciata <3
Jeśli czytasz to skomentuj!!!
P.S O ile ktoś tu jest. Wiem, że czasem się nie chce komentować, bo sama tak mam, ale proszę. Nawet króciutki komentarz doda mi weny. Chociaż jedno słowo :)
P.S 2 Chciałam jeszcze podziękować pewnej osobie z mojej (teraz już byłej) klasy. "Spadaj sobie do wulkanu" jest dzięki Tobie i dla Ciebie. I tak tego nie przeczytasz
P.S 2 Chciałam jeszcze podziękować pewnej osobie z mojej (teraz już byłej) klasy. "Spadaj sobie do wulkanu" jest dzięki Tobie i dla Ciebie. I tak tego nie przeczytasz