- Ten idiota ruszał mój szkicownik?! - wrzasnęła Veronica po
tym jak Marceline wytłumaczyła jej czemu szkicownik leżał na stoliku nocnym, a
nie w szufladzie biurka, gdzie jego miejsce, i czemu ubrania w szafie są
porozwalane.
- Przepraszam - wyszeptała Marceline spuszczając głowę.
- Dobra... nie ważne. Chwilaaa... Ile ty już tutaj jesteś?
Marceline zastanowiła się chwilę.
- Około dziesięciu dni. - odpowiedziała w końcu.
- A gadasz po angielsku jakbyś tu była dziesięć lat. Jak?! -
Veronica usiadła a obrotowym krześle przy biurku.
- Hmm... - zastanowiła się. Siostra miała rację. Cały czas
bez problemu mówiła po angielsku. Wszyscy w jej otoczeniu używali tego języka,
więc i ona go sobie przyswoiła.
- Tak po prostu? - odpowiedziała sobie Veronica.
- Chyba. - Marceline wzruszyła ramionami.
- Oddaj mi swój talent do nauki. - jęknęła, odchylając głowę
do tyłu. Nagle zamarła i gwałtownie wyprostowała głowę - Ty powiedziałaś, że
Lordly zaprosił cię do Iris?! Na którą?!
Nie cierpię go, ale twoja pierwsza randka to historyczne wydarzenie! -
powiedziała podekscytowana Veronica.
Marceline znów zawstydzona spuściła głowę i wybąkała coś, że
Ethan miał po nią przyjść.
- Okay. Trzeba cię przygotować - podjęła i podeszła do
szafy, wyciągając trzy sukienki - Przebieraj się i zobaczymy w której ci
najładniej.
***
Ethan
Stanął przed drzwiami pokoju Marceline. Przejechał ręką po
włosach, by bardziej je zmierzwić.
- Okay... - szepnął do siebie i wziął głęboki wdech.
Zapukał do drzwi, przybierając szelmowski uśmiech. Zza
framugi wysunęła się głowa Veronici, a jego zadowolenie poszło się bujać...
- Czekaj, Lordly.
Dziesięć minut. Trzeba było podać konkretną godzinę, a nie... -
trzasnęła drzwiami, ale po chwili pojawiła się znowu - Nadal cię nie lubię.
Westchnął z irytacją i oparł się o ścianę.
- Lordly? - usłyszał kpiący głos za sobą.
Ręce zaczęły mu drżeć z wściekłości. Udał, że go nie słyszy.
Nikt mu nie zepsuje randki z Marceline. Nawet William Evel.
- Oh... - westchnął z udawanym przejęciem - Dziewczyna cię
wystawiła?
- Chciałbyś być na moim miejscu - warknął nie mogąc się
powstrzymać.
- Dlatego nazywam cię zwierzęciem - szepnął do siebie,
poczym spojrzał na numerek drzwi przed którymi stali - Marceline? Powodzenia.
Po rozmowie z tobą rano przybiegła do mnie przerażona. Potem spadła z Sybil. Ma
słodkie usta... - oblizał wargi z aroganckim uśmiechem.
Ethan nie wytrzymał. Uderzył Evela z lewego sierpowego i
podniósł go za kołniez koszuli. Po jego brodzie pociekła delikatna stróżka
krwi. Niestety efekt psuło to, że Ethan był niższy od niego i Evel opierał się
na palcach.
- Coś ty powiedział?!
Kpiący uśmiech nie zszedł z jego ust.
- Że Marceline ma słodkie usta.
Dużo osób już mówiło Ethanowi, że jako syn Aresa nie potrafi
pohamować gniewu, ale nigdy jeszcze złość nie pochłonęła go tak bardzo. Nawet
gdy Evel przymilał się do Marceline przy bilardzie. Wtedy był wściekły ale nie
aż tak jak teraz. Nie słyszał nic oprócz szumu krwi w uszach. Nie widział nic
oprócz Evela, który właśnie miał polecieć na ścianę, ale przez barierę gniewu
przebił się łagodny głos :
- Ethan?
Marceline stała przed drzwiami swojego pokoju, jak zawsze
piękna, i patrzyła na niego zdziwiona.
- Wpadłeś... - wyszeptał bezgłośnie Evel z rozbawionym
błyskiem w oku.
Ethan odepchnął go jak wnerwiającego dzieciaka (co z tego,
że William był od niego starszy?)
Evel bez problemu wylądował na dwóch nogach i rzucając mu
rozbawione, a Marceline mówiące "Zostaw tego idiotę" spojrzenie,
odszedł z cichym śmiechem.
- Co... co sie stało? - zapytała cicho, podchodząc do
Ethana.
Ponownie przeczesał ręką włosy.
- Nie ważne... Idziemy? - podał jej ramię, a ona je przyjęła
lekko zarumieniona.
***
Ethan otworzył przed Marceline drzwi do kawiarni,
wpuszczając ją do środka. Uśmiechnęła się do niego uroczo. Uwielbiał jej
uśmiech. Żadna dziewczyna nie ma takiego pięknego uśmiechu.
Usiedli przy stoliku najbardziej ukrytym przed spojrzeniami
innych. Jego stoliku. Zawsze siadał tu z dziewczynami.
Sięgnął po menu, chociaż i tak wiedział co weźmie. Marceline
błądziła wzrokiem po karcie dań z lekko zagubionym wyrazem twarzy. Odłożył
swoje menu.
- Pomóc ci? - zapytał i pochylił się do niej delikatnie.
Pokręciła głową, rozrzucając brązowoczerwone włosy na
ramionach.
- Nie... ja tylko... - zaczęła nieśmiało - Nie znam żadnych
z tych rzeczy. Kawa, herbata tak, sernik, szarlotka brzmią znajomo, ale
reszta...
- Nie znasz - dokończył. Marceline pokiwała głową -
Pozwolisz, że ja ci coś wybiorę?
Znów kiwnęła. To jej najczęstszy gest. Niestety rzadko się
odzywała. Bardzo lubił brzmienie jej głosu.
Podniósł rękę i pstryknął palcami. Po chwili podeszła do
nich Erika - kelnerka obsługująca ten stolik.
- Co podać? - zapytała uprzejmym tonem, dziwnie uśmiechając
się do Ethana.
- Mrożoną kawę, razy dwa, i duży deser truskawkowy.
Erika kiwała głową i notowała zamówienie, poczym odeszła.
- A ty? - odezwała się Marceline.
Ethan zaśmiał się pod nosem.
- Deser na spółkę, jeśli ci to nie przeszkadza.
Pokiwała głową uroczo zarumieniona.
Czekali na zamówienie około dziesięć minut. Rozmawiali na
różne tematy, a Ethan mógł się nią zachwycać do woli. Marceline jest
najpiękniejsza dziewczyną jaka w życiu widział.
- Oto państwa zamówienie - Erika położyła duży puchar lodów
pomiędzy nimi i dwie wysokie szklanki z mrożoną kawa obok każdego z nich. Ethan
kiwnął głową w podziękowaniu.
Po tym jak kelnerka odeszła Marceline sięgnęła po truskawkę
i włożyła ją do słodkich ust.
- Mmmmm... - westchnęła i wzięła do ręki łyżeczkę i nabrała
na nią trochę lodów.
- Cieszę się, że ci smakuje. - powiedział biorąc łyk kawy.
Zimny, lekko gorzki smak rozszedł się po jego gardle.
Marceline z wesołą miną dziecka wcinała lody, więc Ethan dołączył
do niej. Przed kilka minut jedli w 'delikatnie' niezręcznej ciszy.
- Nic ci się nie stało? - przerwał milczenie, nie mogąc go
już więcej znieść.
Dziewczyna spojrzała na niego trochę zdziwiona.
- Słyszałem, że spadłaś z Sybil. - wyjaśnił.
Jej policzki przybrały odcień prześlicznego różu i całą jej
nieśmiałość, która wcześniej zniknęła, wróciła.
Marceline spuściła głowę prawie niezauważalnie nią kiwając.
- A Evel? - wymsknęło mu się.
Jak na zawołanie zabrzęczał dzwonek na drzwiach i do środka
weszła para. Blond dziewczyna z orzechowymi oczami trzymała pod ramię wysokiego
bruneta.
Serce Ethana zabiło szybciej. Wściekłość zalała jego ciało.
Jak on śmie tu przychodzić?! I to jeszcze z Michelle. Każdy w Hacjendzie wie,
że Michelle Manuke podoba się Ethan. Evel wiedział, że przychodzi tu dziś z
Marceline. Jego wróg zerknął na niego rozbawiony. Michelle podążyła wzrokiem za
jego spojrzeniem i zobaczyła Ethana. Podbiegła do niego i wepchnęła mu się na
kolana.
- Ethan, skarbie! Co ty tu robisz?! - pisnęła mu do ucha.
Skrzywił się i próbował zdjąć jej ręce ze swojego karku, ale na marne.
Marceline odwróciła wzrok, a w kawiarni lekko zawiało.
- Nie przyszłaś tu przypadkiem z Evelem? - zapytał, próbując
ukryć zirytowanie.
Blondynka wzruszyła ramionami.
- A kogo on obchodzi? Ważne, że ty tu jesteś!
Zamknął oczy
Wdech
i wydech.
Otworzył oczy
Lekki powiew znów się ponowił.
Jego wzrok wylądował na Evel'u, który zamówił dwie szklanki
whiskey.
- Patrz, Evel zamówił dla ciebie whiskey.
- Chcesz? - nie czekając na odpowiedź Ethana pobiegła do
Williama i wyrwała mu szklankę, którą już przyłożył do ust. Jak na blondynkę
przystało nie pomyślała o tym w wziąć nienaruszoną, stojącą obok.
Wróciła do Ethana i podała mu trunek. Odepchnął go ręką, ale
ona przyłożyła mu szklankę do ust. Nie chcąc się oblać pociągnął kilka łyków.
Fuj... Evel... Jego usta dotykały tej szklanki.
Krew w jego żyłach przyspieszyła z wściekłości.
Evel uśmiechał się do niego bezczelnie znad szklani whiskey.
Michelle odłożyła szklankę i pocałunkiem zlizała resztki
bursztynowego płynu z jego ust.
Rozległ się huk.
Szyby rozsypały się na kawałki.
Michelle poleciała na drugi koniec pomieszczenia.
A Marceline stała wstrząśnięta.
O...Ona to zrobiła?
Kiedy oprzytomniała i wybiegła z kawiarni do Ethana podszedł
Evel.
- Dlatego właśnie, Lordly, nie umawiasz się z dziewczynami,
którym okazałem chociaż cień zainteresowania.
I wyszedł z Iris, a chwile później rozległ się dźwięk odjeżdżającego
motoru.
Ethan z wściekłością i szybciej bijącym sercem uderzył w
stolik, robiąc w nim dziurę na wylot.
Nienawidził tego szybszego rytmu, tych oczu, które nawiedzały
go w snach i na jawie i tego, że chciał niemożliwego. Nie z jego charakterem.
***
Marceline
- Panuje nad ogniem, rozmawia z końmi, błyskawicznie się
uczy, posługuje się każdą bronią z precyzją najlepszych wojowników, jest jedną
z najpiękniejszych dziewczyn w szkole, ma uzdolnienia artystyczne... To nie
jest normalne! A teraz mi mówisz, że jeszcze nad powietrzem ma władze! -
Marceline usłyszała krzyki Daniela, stojąc przed drzwiami ich gabinetu.
Mężczyzna rzadko tracił panowanie nad sobą, ale jak juz krzyczał pół Hacjendy
mogło go usłyszeć.
- Tak. I nie radzę tak krzyczeć. - odezwał się spokojnie
Will - Marceline, wejdź. Nie ładnie tak podsłuchiwać.
Ze spuszczoną głową otworzyła drzwi, opuszkami palców
muskając dziurkę od klucza. Rozległo się cicho kliknięcie, a ona weszła do
środka.
Daniel patrzył na nią lekko osłupiały.
- Były zamknięte.
- Wiedziałem - powiedział Will, podciągając się na kanapie.
Spojrzała na nich zdziwiona.
- Zamknąłem drzwi od wewnątrz. Nie powinnaś móc tu wejść. -
wytłumaczył Daniel. Jego czasami przerażający spokój powrócił.
- Ale weszłam, czyli... - szepnęła cicho Marceline.
- Otworzyłaś zamek. Bez klucza. Teoretycznie się włamałaś.
Jak Hermesiątko. - podsunął Will.
- Hermesiątko? - zapytała z cichym śmiechem.
- No tak. - zaczął tłumaczyć - Dziecko Hermesa -
Hermesiątko. Nie którzy tak mówią. Hermesiątko Hadesiątko, Zeusiątko... Chyba
ten blondyn od Apollina z którym się przyjaźnisz to wymyślił i się przyjęło. -
wzruszył ramionami.
- Hermes, Posejdon, Zeus, Atena, Apollo, Ares, Afrodyta,
Hefajstos - ni z tego ni z owego zaczął wymieniać Daniel. Gdy pozostała dwójka
spojrzała na niego z zdziwieniem - Tych bogów masz cechy, Marceline. A jesteś
córką Hekate. Ale może to przez to...
- Przez wszystkich obdarzona... - wyrecytował śpiewnie Will.
- Ale Ciemna Kobieta nazwała mnie córką Selene.
- Może przejdziemy do lekcji? Nic z tego nie wyniknie. -
zaproponował w końcu Will. - Co jak co, ale Romea i Julię to ja chcę omawiać.
Daniel z westchnieniem przeszedł do lekcji.
Marceline coraz szybciej doganiała Willa w materiale,
chociaż zaczynała prawie od zera, w między czasie okazało się, że jednak coś
tam umie. Głównie znała się na zielarstwie i przyrodzie.
Ile ja mam w ogóle lat? - zadała sobie pytanie. To samo
usłyszał Daniel, gdy szli do stołówki.
- Pewnie około siedemnastu. Tak jak Veronica, czy Nick. -
odpowiedział.
- Albo Will... - dodała.
- Will ma dziewiętnaście.
Mareline przeniosła wzrok z Daniela na plecy Willa, który
szedł przed nimi.
***
Will
Uśmiechnął się lekko na słowa Marceline. Ale po chwili z
twarzy Willa znikło zadowolenie. Do jego uszy doszedł znienawidzony głos
wołający Mar.
- Przepraszam, że tak wyszło wczoraj. W ramach rekompensaty,
chciałabyś pójść ze mną do Alfy? - zapytał Lordly niemal błagalnym tonem.
Will prychnął i trochę przyspieszył kroku. Korciło go aby
podsłuchać więcej, by znów zaciągnąć Michelle do Ethana, by im przeszkodziła, by
Marceline zniechęciła się do Lordliego.
Marceline miała być jego i koniec. Mimo to nie wsłuchał się
w ich rozmowę.
Ale głos Mar i tak do niego doszedł :
- Oczywiście.
Will nawet nie odwracając się wiedział, że uśmiecha się do
Ethana miłym, niewinnym uśmiechem... Tak jak powinna uśmiechać się do niego...
***
Worek treningowy bujał sie coraz mocniej z każdym ciosem
Willa. Ktoś (Daniel) powinien mu go trzymać, ale jego mentor gdzieś zniknął.
Nagle worek zatrzymał się, a zza niego wyłoniła się głowa
Nicka.
- Kto wkurzył bezuczuciowego Williama Evel'a? = zapytał
przyjaciel (tak przyjaźnił się z Nickiem) z głupim uśmiechem. Gdy Will nie
odpowiedział jego uśmiech sie powiększył.
- Czyżby Lordly zaprosił piękną Marceline na druga randkę,
po tym jak pierwszą im spaprałeś?
- Cicho. - syknął i głową wskazał na Mar, która pod okiem
Daniela (który magicznie wrócił jak przestał mu być potrzebny) bawiła się małą
kulką ognia. Jej perlisty śmiech rozbrzmiewał echem w całej sali.
- Czyli zgadłem - powiedział zadowolony, a potem dodał z
roziskrzonymi oczami : - Wiesz, że czasem mam prorocze sny? Albo ukazujące
czyjąś tajemnicę?
- Yhym...
- To słuchaj tego.
***
Will wpatrywał się w przyjaciela z buzią rozdziawioną ze
zdziwienia.
- Serio? Ja? - zapytał z niedowierzaniem - Nie wierze, że
nie ona. - wskazał kciukiem na Marceline.
- Y-y - Nick pokręcił głową jak dziecko - Ty
- Ktoś jeszcze wie? - Will uśmiechnął się złowieszczo.
- Verę i Mar zamierzam powiadomić. - odparł tonem
policjanta.
- Może na razie zatrzymaj to dla siebie.
Nick również się uśmiechnął
- Znam ten uśmiech. Knujesz coś.
- A jak.
_________________
Oto siódmy rozdział!
Nareszcie go przepisałam! Calusieńki napisany w zeszycie. Ale w końcu przepisany. Byłby wcześniej, ale lenistwo zwyciężyło. Przepraszam.
Mam nadzieję, że się podoba.
I Przepraszam za wszelkie błędy.
Nie zanudzam
Laciata <3
Jeśli czytasz to skomentuj!!!
Ave Laciata! To.Jest.Świetne! ( mówiłam to już?)
OdpowiedzUsuńTaka siostrzana pomoc... :D
Ethan jaki wkurzony na Willa... Opanuj się trochę.
Will musi coś popsuć.
Blondynki są głupie. powtórzę to co pisałam do Marcysi Laciatej na fejsie. Jak ta blondyna śmiała pocałować Ethana wiedząc że ten jest na randce z Marceline?!
Will Zazdrosny :P
Ave Luna
UsuńTak jak pisałam. To Michelle. tego nie ogarniesz
Dziękuję bardzo :)
Ethan nie tylko wkurzony. Coś jeszcze *zaciera diabelsko rączki jak ten z Simsonów*
Tak Will zazdrosny
Coś ale co?
UsuńBezuczuciowy William zazdrosny :P
ja wiem co Buahahahaha
UsuńJednak ma uczucia
Przepraszam, że ten kom będzie krótki, ale nie mam czasu :'(
OdpowiedzUsuńBaaaaaaaaaaaardzo fajny rozdział! :D
Już nie wiem, co myśleć o Ethanie, a co o Willu! O_o
Zła blondynka! Już jej nie lubię! grry...
Pozdrawiam, weny życzę i czekam na next,
Spite
P.s.: Sorry, że tak późno komentuję, byłam na zielonej szkole
Nic się nie stało :) ważne, że skomentowałaś.
UsuńDziękuję :D
Zabrzmi to dziwnie ale dobrze że masz taką mieszankę :D
Dziękuję :3
U mnie nowy rozdział :)
UsuńWstawiłam dziwnego one-shot'a na mojego bloga... Zapraszam do czytania!
Usuńhttp://oboz-herosow-nico-di-angelo-spite.blogspot.com/
Rozdział świetny! Blog wspaniały! Ty zajebista!
OdpowiedzUsuńSpójrz na liczbę wyświetleń...raczej to nie jest tak mało!
Czyta Cię na pewno bardzo dużo osób! I masz mi tu nie smutać!
Kocham <3
oh dziękuję, kochana <3
UsuńDobrze nie smutam, ale komentarzy tak mało :/ okay nie narzekam. Nie mam na co xD
Strasznie dawno nie było nowego posta... Kiedy w końcu będzie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Spite
P.s.: U mnie nowiutki rozdzialik się pojawił!
wiem ze strasznie dlugo rozdzialu nie ma ale i weny brak i ochoty. na dodatek trzeba go jeszcze przepisac. ale przed wtorkiem bedzie na pewno :)
OdpowiedzUsuń