niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział XV

Will

Gdzie jesteś?
Odbierz.
Willy, muszę Ci to powiedzieć, przyjdź proszę.
Chociaż odpisz.
Will, proszę!
Boję się, odbierz.
Stało Ci się coś?
Złapali Cię?
Odbierz.
Braciszku... Boję się, odbierz.

SMS'y od Rillianne stawały się coraz bardziej natarczywe i zrozpaczone. Jednak Will doskonale znał sztukę manipulacji własnej siostry. Umówili się na dwudziestą drugą w ruinach ich starego domu, jednak on nie miał najmniejszego zamiaru tam jechać. Irytujący dźwięk bąbelków, który miał ustawiony na SMS i ciągły głos Hatsune Miku śpiewający World is Mine, coraz bardziej go drażniły jednak nie zamierzał odpisywać ani odbierać.
Po półgodzinie ciągłych SMS i telefonów postanowił w końcu wyciszyć urządzenie, uprzednio jednak chciał przeczytać wszystkie wiadomości. Z każdą coraz bardziej się bał. Aż w końcu nadeszła ostatnia :

Boję się o Ciebie... Nie chciałam tego, ale wybacz. Już za późno. Kocham Cię, braciszku.
                                                                                                   
             
Marceline

Mar obudziło dziwne przeczucie. Zignorowała je, bo godzina trzecia nad ranem to jednak jest moment, gdy ignoruje wszystko. Nawet gdyby teraz obok niej znaleźli się Ethan i Will, całując ja po szyi i nie wypuszczając z ich silnych ramion... moment! Skąd naszły ją takie myśli? Cała jej twarz się zaczerwieniła, a ona nakryła się kołdrą. Przeszedł ją dreszcz, jednak znów go zignorowała.

W momencie, gdy zamknęła oczy i miała już odpłynąć w ramiona Morfeusza, coś wstrząsnęło budynkiem. Tynk zaczął sypać się z sufitu. Obie z Veronicą zerwały się z łóżek.
- Co jest? - spytała siostra szybko zakładając pierwsze z brzegu dłuższe spodnie i buty.
Mar pokręciła głową, w momencie, gdy wpadł do nich Will.
- Co jest? - powtórzyła pytanie brunetka - I co ty tu robisz?
- Nie ma czasu na pytania. Cienie atakują. Ubierać się, ale już! - chłopak zdawał się naprawdę przejęty, w czasie gdy siostry się ubierały tupał nerwowo jedną nogą. Nie trwało to jednak długo. Gdy tylko Mar zarzuciła na siebie kurtkę, wziął ją za rękę i w szaleńczym tempie wyciągnął ją na zewnątrz.
- Will! - pisnęła - A Veronica?
- Poradzi sobie. Do ciebie miałbym wątpliwości. - warknął. Mar lekko zraniona nie odzywała się już cała drogę.
W końcu dobiegli do wyjścia. Na zewnątrz byli już wszyscy. Veronica po chwili ich dogoniła.
- Gdzie oni są?! - wrzasnął Will, przedzierając się przez tłum w stronę dyrektora.
- Odlecieli - powiedział słabo, bez okularów i z rozczochranymi włosami wyglądał młodziej i, gdyby nie zawstydzało to Mar, mogłaby przyznać, że był nawet atrakcyjny. - Przelecieli nad Hacjendą na pegazach, zrzucili grecki ogień i odlecieli.

Will zaczął przeklinać na cały głos. Mar przerażona i wciąż trochę zraniona, zdobyła się na odwagę by do niego podejść, ale drogę zastąpił jej zatroskany Ethan.
- Nic ci nie jest?
Marceline pokręciła głową i chciała go wyminąć. Krzyki Willa raniły jej uszy i powoli zaczynała ja boleć głowa. Syn Aresa jednak nie dał jej odejść.
- Już chcesz ode mnie uciec? - zapytał z lekko rozbawionym spojrzeniem. Policzki Mar przybrały różowy odcień.  Pokręciła głową.
- To gdzie idziesz?
Przez chwile myślała co powiedzieć. Nie chciała mu mówić, że chce podejść do Willa i teraz nawet uświadomiła sobie, że nawet nie wiedziałaby co zrobić. Co by mu powiedziała?
Do syna Zeusa podszedł Nick i jego krzyki ucichły, jednak nie na tyle by ukoić jej ból głowy.
Westchnęła i powiedziała, że idzie szukać siostry. Błądziła w tłumie nastolatków. Wszyscy dorośli zebrali się w jednym miejscu i dyskutowali. Nie sądziła, że jest ich tak wiele. Jednak jej rówieśników było kilkanaście razy więcej i znalezienie jednej dziewczyny w tym labiryncie było nie lada wyzwaniem.

W końcu jednak wychwyciła wzrokiem ciemną głowę Veronici, przytulającą się do Jeremiego. W takim momencie nie miała serca im przerwać. Wiedziała, że siostra bardzo potrzebuje swojego chłopaka w tej chwili, więc odwróciła się. Wtedy w polu jej widzenia mignęła niebieska głowa. Po chwili Luna stanęła przed nią.
- Widziałaś mojego brata idiotę? - spytała
- Był z Willem - odpowiedziała cicho wskazując głową kierunek.
- Hmm... - twarz Luny przybrała dziwny wyraz - Ciekawe co oni tam robią... Chodź ze mną do nich! - zaproponowała i złapała ją za rękę i delikatnie pociągnęła w stronę chłopaków. Mar delikatnie wyrwała rękę, ale ruszyła za niebieskowłosą.

Po ponownym przedarciu się przez tłum nastolatków dotarły do chłopaków. Will teraz siedział pod drzewem z wyprostowanymi rękoma położonymi na ugiętych kolanach, z głową zwieszoną miedzy nimi. Nick kucał naprzeciwko, coś do niego mówiąc. Luna podbiegła do nich, podrywając brata na nogi. Will podniósł głowę i napotkał spojrzenie jej zielonoszarych oczu. Uczucie zdrady w jego błękitnych oczach prawie wycisnęło jej łzy z oczu. Wskazał delikatnie brodą Hacjendę. A raczej to co z niej pozostało. Ruiny jej domu wciąż dymiły, a w niektórych miejscach wciąż tlił się ogień. Widok zasłoniły jej łzy. Cofnęła się o kilka kroków, aż napotkała za swoimi plecami drzewo. Powoli się po nim osunęła tracąc władzę w nogach. Z jej klatki piersiowej wydobył się szloch. Spędziła w Hacjendzie tylko kilka tygodni, ale pokochała to miejsce. To był jej i jej przyjaciół dom.
Zerwał się delikatny wiatr. Z miejsca gdzie mniej więcej był położony jej pokój wzbiło się w powietrze coś białego, z przypalonym jednym rogiem. To białe coś po chwili okazało się kartką, która wylądowała u stóp Marceline. Jak przez mgłę sięgnęła po nią. Był to rysunek. Jeden z niewielu jakie narysowała. Mimo iż jej to wychodziło rzadko miała ochotę rysować. Ten przedstawiał ją, Willa, Nicka, Veronicę, Jeremiego i Ethana w tle. Wszyscy byli uśmiechnięci, śmiali się. Jeremy delikatnie obejmował w talii swoją dziewczynę, a dłoń Willa znajdowała się blisko dłoni Mar. Uśmiechnęła się przez łzy. Jak bardzo by pragnęła by to była rzeczywistość. By Cienie nie istniały. By Nyks nie próbowała wywołać wojny. Ona by pamiętała swoją przeszłość. Wiedziałaby kim jest. Prawdopodobnie nie należała do tych czasów, ale... Jednak tu czuła się jak w domu.

Ale ten dom został zniszczony.

Zanim z jej piersi wydobył się kolejny szloch po okolicy rozniósł się głos dyrektora :
- Na razie tymczasowo zostaniecie odesłani do waszych najbliższych rodzin. - wśród półbogów rozniosły się szepty - Jeśli jednak takiej nie macie. A wiem, że jest to w miarę spotykane zjawisko - spojrzenie czekoladowych oczy Gizzelda spoczęło na niej i na Willu - Zostaniecie pod opieką waszych mentorów. Chyba, że ktoś z rodziny przyjaciół okaże się chętny do zaopiekowania się wami. Wtedy możecie się podziać tam. Wasi mentorzy was odprowadzą, bym miał pewność, że wszyscy trafili tam gdzie powinni.

Gdy tylko głos dyrektora ucichł Nick złapał za telefon i wykręcił czyjś numer.
- Halo? Babciu? No cześć. Tak to ja Nick, przepraszam, ze tak wcześnie... Tak, Luna jest ze mną... No chodzi o to... że Hacjenda spłonęła... Tak, nic nam nie jest. W porę uciekliśmy. I mamy na razie zamieszkać u rodziny.... Tak wiem, że jesteśmy mile widziani, ale... Moi przyjaciele... Tak, dwójka... Nie mają się do kogo wprowadzić, chyba, że mieliby zamieszkać z mega nudnym facetem po trzydziestce, który umawia się z moją mentorką... No wiem, jestem tego samego zdania babciu... To przygarniemy ich, prawda? Tak, też cię kocham. Ale będą naleśniki? To dobrze... Będziemy wieczorem. - chłopak pożegnał się i pokiwał głową z zadowoleniem.
- Nie musicie się męczyć u tego nudnego faceta... - poinformował, akurat w momencie gdy podszedł do nich ich mentor - No hej, Daniel.
Mężczyzna pokręcił z politowaniem głową.
- Domyślam się, że idziecie do babci Nicka? - wszyscy pokiwali głowami. Daniel wyjął telefon z kieszeni i napisał coś do kogoś. - Zawiozę was. Nie będziemy Phoebe ciągać. - machnął na nich ręką i wszyscy ruszyli w stronę samochodu mentora Mar i Willa.
- A nie mówiłem? - szepnął do nich cicho Nick przez śmiech.

Wsiedli do auta i odjechali zostawiając za sobą tlące się ruiny Hacjendy. Po kilku godzinach dojechali na miejsce. Daniel zaparkował przed średniej wielkości piętrowym domem, z ścianami pomalowanymi na delikatny pastelowy żółty kolor. Do ciemnych drzwi wiodły schody, kończące się niedużym gankiem. Spadzisty dach był z ciemnoszarych dachówek, prawie całkowicie przykrytych śniegiem. Mar dopiero teraz zauważyła, że świat stał się biały. Domek był uroczy. Zza okiem widać już było świąteczne lampki rozwieszone w domu.
- Dzięki, Daniel! - rodzeństwo podziękowało i wszyscy wysiedli.

Nick tanecznym krokiem wszedł po schodach w połowie prawie się przewracając. Luna wyprzedziła brata i energicznie zapukała. Drzwi otworzyła im młoda kobieta, mniej więcej w wieku Daniela.
- Nick! Luna! - zawołała uradowana, zza pleców rodzeństwa wyłonili się też Mar i Will - Cześć. Jestem Rose. Ciocia Nicka i Luny. Wchodźcie! - zaprosiła ich do środka.
Przedpokój, pomalowany na delikatny morelowy kolor, nie był duży. Znajdowały się tutaj tylko wieszaki na kurtki, mała komoda, pewno na buty, kapcie i ewentualne akcesoria. Nad komodą wisiało prostokątne lustro za które były zatknięte jakieś karteczki. Po bokach lustra były naścienne lampy dające oświetlenie całemu pomieszczeniu. Po lewej stronie wisiała skrzynka na klucze. Zaczęli zdejmować kurtki i buty.
Z łuku prawdopodobnie prowadzącego do kuchni wyszła niska, starsza kobieta. Wycierała ręce w szmatkę kuchenną.
- Nick! Luna! Chodźcie zrobiłam naleśniki! - przywitała ich. Kiedy rodzeństwo pognało do kuchni, kobieta podeszła do lekko zakłopotanych Marceline i Willa - Co tak stoicie. Chodźcie. Dla was też mam.
Zaprowadziła ich do kuchni i posadziła naprzeciwko Nicka i Luny, którzy czekali na nich z posiłkiem.
- Itadakimasu! - krzyknęła niebieskowłosa i zabrała się za naleśniki polane sosem czekoladowym.
- Smacznego - przetłumaczył jej brat i wszyscy zaczęli jeść.
Gdy Mar kończyła drugiego naleśnika do kuchni weszła babcia Nicka.
- Skarbie, patrz co dla ciebie zrobiłam na święta. - rozłożyła przed sobą biały, wełniany sweter z wyszytą lirą na środku - Podoba ci się?
- Jest piękny, babciu - chłopak aż się wzruszył. - Zjem i lecę się w niego przebrać.
Will nachylił się do Luny, zahaczając ramieniem o rękę Mar.
- On tak na serio? - spytał, lekko załamany zachowaniem przyjaciela.
- On ma całą kolekcję swetrów od babci. - pokręciła głową - Ale kawaii* w nich wygląda.
Will westchnął w momencie, gdy Nick wrócił na swoje miejsce.

Skończyli jeść. Rodzeństwo wytłumaczyło im, że rodzinną tradycją jest po kolacji usiąść przy kominku i pograć w gry, pośpiewać piosenki. Mar i Will niepewnie dołączyli do nich. Razem z nimi przy kominku zasiadła również Rose, jej mąż i dwójka rozkosznych dzieci. Grali w karty, jedną z gier Kaia i Jo, i pośpiewali kilka świątecznych piosenek. Mimo że był początek grudnia w tym domu panował już zupełnie świąteczny nastrój.

Późnym wieczorem Marceline poszła do przydzielonego jej pokoju, sąsiadującego z pokojem Willa. Długo siedziała wpatrując się w gwiazdy za oknem. W końcu z myślą o Hacjendzie i z nadzieją, że koniom, o których wcześniej zapomniała o co była na siebie strasznie wściekła, nic się nie stało, zasnęła niespokojnym snem.
______________
*Kawaii z japońskiego znaczy słodkie.
Oto piętnasty rozdział! 
Mam wielką nadzieję, że się Wam podoba.
Przepraszam, za wszelkie błędy, niedociągnięcia i tak dalej, ale jestem w połowie chora, i nie chce mi się myśleć zwłaszcza jak jutro zaczynam fizyką... -,-
W ogóle to nie wiem czy ktoś będzie to interesować, ale http://ask.fm/TheYoungDevil obiecany (nie do końca) ask :)
Rozdział dedykuję wszystkim kto komentuje, bo komentarze naprawdę mają dla mnie wielką wartość i jednak dają mi jakiegoś tam kopa w dupę, i zapał, który niestety pani od Chemii odbiera zapowiadając większy sprawdzian na ostatni tydzień szkoły -,-
Nie zanudzam
Laciata <3 

Jeśli czytasz to skomentuj!!!

16 komentarzy:

  1. Ale Laciata!
    Szkoda że Hacjenda spłonęła...
    Smutne to trochę.
    Tak naleśniki muszą być!
    I Luna mówiąca po japońsku.
    Ogólnie to u babci Nicka i Luny było urocze... Kawaii można rzec ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ave Luna!
      No wiem, że szkoda ale za cholere nie wiedziałam co napisać.
      Naleśniki rządzą :3
      Teraz będzie uroczo, ale wiesz że Cienie mogą wszystko zepsuć.

      Usuń
  2. Cienie są złe! Jak Jeanine z Niezgodnej! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czemu Jaquline ci się z nią kojarzy... Ale tak Cienie są złe

      Usuń
  3. Druga! ( kurczę, nigdy nie jestem pierwsza...)
    Zanim zacznę wychwalać twój niezmierzony talent, muszę jedną rzecz skrytykować. Mianowicie:

















    Eeee.... zaczekaj, wyleciało mi z głowy....



















    Mam! * przejście na grobowy głos*
    Za mało dramatycznie. Hacjenda spłonęła, to powinaś troszkę bardziej emocjonalnie to opisać. To tak, jakby dom ci spłonął. Wyobraź to sobie. A ja odniosłam wrażenie, że to było coś takiego:
    - dom nam spłonął.
    - no.
    - ale wiecie co, moja babcia nas przyjmie.

    Sorry, że tak krytycznie, możesz się na mnie obracić, zezwalam. Ale trzeba dążyć do bycia coraz lepszyn, czyż nie?

    A teraz przejdźmy do kwesti twojego talentu.
    mnie tylko zastanawiam, gdzie go trzymasz. Bo zdecydoanie nie mieści ci się on w ciele. Może w jakimś hangarze?
    nie, zastanawia mnie jeszcze jedno, gdzie ty do jasnej anielki trzymasz wyobraźnię? Bo wątpię by się zmieściła na terenie Polski.
    ROZDZIAŁ BYŁ BOSKI, WIĘC CO TU WÌĘCEJ MÓWIĆ?
    Rolga

    P.s. Wesołych Świąt!🎅I wielu prezentów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za krytykę! To znaczy dla mnie najwięcej bo wiem co poprawić i co jest źle. Więc niech łaski na Ciebie spłynął za nie!
      Talent trzymam w paluszkach
      a wyobraźnie w główce. I ta wyobraźnia jest chooooora. i tak ją kocham
      Dziękuje bardzo
      Tobie też wesołych świat dużo prezentów i... czekolady!

      Usuń
    2. Ciekoladki nigdy za dużo... XD
      Za krytykę-nie ma za co.*Mówi wielce wstrząśnięta reakcją, bo takiej się nie spodziewała.*

      Usuń
    3. a czego się spodziewałaś? ja przyjmuję krytykę z uśmiechem, bo wtedy wiem co robię źle i nad czym mam popracować xD więc znowu dzięki
      Czekolada rządzi <3

      Usuń
    4. A czekoladowe Mikołaje rozwalają system XD
      Moje drugie zastrzerzenie to częstotliwość dodawania rozdziałów. Przez takie długie przerwy czytelnicy zapominają (chyba że są mną, która to ja przeczytała całość 20 razy).
      I jest jeszcze Toffifee... ślinka cieknie XD

      Usuń
    5. PRZECZYTALAS CALOSC 20 RAZY?! kurde podziwiam cie. ja bym juz miala dosc...
      co do tej czestotliwosci... to mam tak. napisze rozdzial gdzies w tydzien gora dwa. ale to dodawanie przedluza sie do czterech tygodni dlatego ze przez dwa trzy tygodnie po napisaniu ostatniego rozdzialu nie mam weny co zrobic dalej. zawsze tak jest dlatego rozdzialy sa tak rzadko :/
      ja kocham jeszcze ferero roche *.* to dopiero niebo w gebie

      Usuń
    6. Przenośnia. Nie 20, sama niewiem ile.
      To mam dla ciebie pomysł: są ferie, zepnij się i napisz parę rozdziałów. Ale niewsadzaj ich od razu. Zostaw je i wkładaj po koleji, np: co dwa tygodnie. Przez ten czas pisz następne. A wene zabierz trochę koleżankom, albo komuś. Mnie często ona napada po przeczytaniu fajnej książki.
      Ferero Roche nie lubię (przyjmuję pozycję obronną by odepszeć atak wściekłej laciatej)
      Ale kocham kitkaty.

      Usuń
    7. Ferero Roche rządzi!!!
      chciałabym tak zrobić. Tak robiłam na poprzednim blogu.
      Ale ja po prostu nie mam siły. Mi wena najczęściej przychodzi o 2 w nocy jak z przyjaciółką internetów pilnujemy, przeglądając odmęty internetu ( http://img6.demotywatoryfb.pl//uploads/201404/1398532669_ltd2kg_600.jpg ) xD lub oglądając głupie reklamy (stąd pomysł na sweterek Nicka xD) więc mi ciężko złapać wenę. A Lunie nie ukradkę bo mi bajkę na dobranoc od miesiąca ma napisać i w końcu ma na nią jako taką wenę więc...
      ale pocieszę cię (chyba) ale planuje kolejnego oneshoota. Planuje xD Pisze. I na to mam więcej weny niż na rozdział, niestety :/

      Usuń
    8. A o czym? - pyta bardzo ciekawa.
      Twoje oneshooty bardzo jej się podobają. A najbardziej ten z poprzedniego bloga w drugiej osobie i o wiktoriańskiej Anglii z bohaterami z Percy'ego.

      To się o drugiej w nocy pisze!

      Usuń
    9. ale o drugiej w nocy to ja nie włączam kompa.
      nie zdradzę o czym, bo nie umiem tego opisać
      ale po tej piosence miałam na niego wenę https://www.youtube.com/watch?v=p-YDcDksuME kocham to *.*
      Ciesze się, że lubisz moje one shooty xD ten z drugiej osoby jest porąbany. i to nieźle. To z Rozpruwaczem też. Przydałoby mi się jego biografie przeczytać... ale to i tak pewno nie był prawdziwy Rozpruwacz... w końcu dowiedli że to był ten polski rzeźnik... chyba rzeźnik. Bynajmniej z polskimi korzeniami

      Usuń
  4. Hejka przepraszam, że wcześniej nie komentowałam, ale to pierwszy raz kiedy czytam twojego bloga na kompyterze, a nie na telefonie.
    Kocham twojego bloga i kocham Willa :3 Czekam na next i weny życzę ;)
    Przepraszam za reklame, ale zapraszam na mojego bloga ;33
    http://inna-historia-herosow.blogspot.com/
    Lolita ;33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nic sie nie stalo. ale bardzo sieciesze ze skomentowalas
      ja tez kocham Willa (glownie dlatego ze to polaczenie moich ulubionych meskich bohaterow z wiecznym okresem. bynajmniej ja mam takie wrazenie)
      dziekuje :* ciesze sie ze lubisz tego bloga

      Usuń