Will
Gdzie
jesteś?
Odbierz.
Willy,
muszę Ci to powiedzieć, przyjdź proszę.
Chociaż
odpisz.
Will,
proszę!
Boję
się, odbierz.
Stało
Ci się coś?
Złapali
Cię?
Odbierz.
Braciszku...
Boję się, odbierz.
SMS'y od Rillianne stawały się coraz bardziej
natarczywe i zrozpaczone. Jednak Will doskonale znał sztukę manipulacji własnej
siostry. Umówili się na dwudziestą drugą w ruinach ich starego domu, jednak on
nie miał najmniejszego zamiaru tam jechać. Irytujący dźwięk bąbelków, który
miał ustawiony na SMS i ciągły głos Hatsune Miku śpiewający World is Mine, coraz bardziej go
drażniły jednak nie zamierzał odpisywać ani odbierać.
Po półgodzinie ciągłych SMS i telefonów postanowił w
końcu wyciszyć urządzenie, uprzednio jednak chciał przeczytać wszystkie
wiadomości. Z każdą coraz bardziej się bał. Aż w końcu nadeszła ostatnia :
Boję
się o Ciebie... Nie chciałam tego, ale wybacz. Już za późno. Kocham Cię,
braciszku.
Marceline
Mar obudziło dziwne przeczucie. Zignorowała je, bo
godzina trzecia nad ranem to jednak jest moment, gdy ignoruje wszystko. Nawet
gdyby teraz obok niej znaleźli się Ethan i Will, całując ja po szyi i nie wypuszczając
z ich silnych ramion... moment! Skąd naszły ją takie myśli? Cała jej twarz się
zaczerwieniła, a ona nakryła się kołdrą. Przeszedł ją dreszcz, jednak znów go
zignorowała.
W momencie, gdy zamknęła oczy i miała już odpłynąć w
ramiona Morfeusza, coś wstrząsnęło budynkiem. Tynk zaczął sypać się z sufitu.
Obie z Veronicą zerwały się z łóżek.
- Co jest? - spytała siostra szybko zakładając
pierwsze z brzegu dłuższe spodnie i buty.
Mar pokręciła głową, w momencie, gdy wpadł do nich
Will.
- Co jest? - powtórzyła pytanie brunetka - I co ty
tu robisz?
- Nie ma czasu na pytania. Cienie atakują. Ubierać
się, ale już! - chłopak zdawał się naprawdę przejęty, w czasie gdy siostry się
ubierały tupał nerwowo jedną nogą. Nie trwało to jednak długo. Gdy tylko Mar
zarzuciła na siebie kurtkę, wziął ją za rękę i w szaleńczym tempie wyciągnął ją
na zewnątrz.
- Will! - pisnęła - A Veronica?
- Poradzi sobie. Do ciebie miałbym wątpliwości. -
warknął. Mar lekko zraniona nie odzywała się już cała drogę.
W końcu dobiegli do wyjścia. Na zewnątrz byli już
wszyscy. Veronica po chwili ich dogoniła.
- Gdzie oni są?! - wrzasnął Will, przedzierając się
przez tłum w stronę dyrektora.
- Odlecieli - powiedział słabo, bez okularów i z
rozczochranymi włosami wyglądał młodziej i, gdyby nie zawstydzało to Mar,
mogłaby przyznać, że był nawet atrakcyjny. - Przelecieli nad Hacjendą na
pegazach, zrzucili grecki ogień i odlecieli.
Will zaczął przeklinać na cały głos. Mar przerażona
i wciąż trochę zraniona, zdobyła się na odwagę by do niego podejść, ale drogę
zastąpił jej zatroskany Ethan.
- Nic ci nie jest?
Marceline pokręciła głową i chciała go wyminąć. Krzyki
Willa raniły jej uszy i powoli zaczynała ja boleć głowa. Syn Aresa jednak nie
dał jej odejść.
- Już chcesz ode mnie uciec? - zapytał z lekko
rozbawionym spojrzeniem. Policzki Mar przybrały różowy odcień. Pokręciła głową.
- To gdzie idziesz?
Przez chwile myślała co powiedzieć. Nie chciała mu
mówić, że chce podejść do Willa i teraz nawet uświadomiła sobie, że nawet nie
wiedziałaby co zrobić. Co by mu powiedziała?
Do syna Zeusa podszedł Nick i jego krzyki ucichły,
jednak nie na tyle by ukoić jej ból głowy.
Westchnęła i powiedziała, że idzie szukać siostry.
Błądziła w tłumie nastolatków. Wszyscy dorośli zebrali się w jednym miejscu i
dyskutowali. Nie sądziła, że jest ich tak wiele. Jednak jej rówieśników było
kilkanaście razy więcej i znalezienie jednej dziewczyny w tym labiryncie było
nie lada wyzwaniem.
W końcu jednak wychwyciła wzrokiem ciemną głowę
Veronici, przytulającą się do Jeremiego. W takim momencie nie miała serca im
przerwać. Wiedziała, że siostra bardzo potrzebuje swojego chłopaka w tej chwili,
więc odwróciła się. Wtedy w polu jej widzenia mignęła niebieska głowa. Po
chwili Luna stanęła przed nią.
- Widziałaś mojego brata idiotę? - spytała
- Był z Willem - odpowiedziała cicho wskazując głową
kierunek.
- Hmm... - twarz Luny przybrała dziwny wyraz -
Ciekawe co oni tam robią... Chodź ze mną do nich! - zaproponowała i złapała ją
za rękę i delikatnie pociągnęła w stronę chłopaków. Mar delikatnie wyrwała
rękę, ale ruszyła za niebieskowłosą.
Po ponownym przedarciu się przez tłum nastolatków dotarły
do chłopaków. Will teraz siedział pod drzewem z wyprostowanymi rękoma
położonymi na ugiętych kolanach, z głową zwieszoną miedzy nimi. Nick kucał
naprzeciwko, coś do niego mówiąc. Luna podbiegła do nich, podrywając brata na
nogi. Will podniósł głowę i napotkał spojrzenie jej zielonoszarych oczu.
Uczucie zdrady w jego błękitnych oczach prawie wycisnęło jej łzy z oczu.
Wskazał delikatnie brodą Hacjendę. A raczej to co z niej pozostało. Ruiny jej
domu wciąż dymiły, a w niektórych miejscach wciąż tlił się ogień. Widok zasłoniły
jej łzy. Cofnęła się o kilka kroków, aż napotkała za swoimi plecami drzewo.
Powoli się po nim osunęła tracąc władzę w nogach. Z jej klatki piersiowej
wydobył się szloch. Spędziła w Hacjendzie tylko kilka tygodni, ale pokochała to
miejsce. To był jej i jej przyjaciół dom.
Zerwał się delikatny wiatr. Z miejsca gdzie mniej
więcej był położony jej pokój wzbiło się w powietrze coś białego, z przypalonym
jednym rogiem. To białe coś po chwili okazało się kartką, która wylądowała u
stóp Marceline. Jak przez mgłę sięgnęła po nią. Był to rysunek. Jeden z
niewielu jakie narysowała. Mimo iż jej to wychodziło rzadko miała ochotę
rysować. Ten przedstawiał ją, Willa, Nicka, Veronicę, Jeremiego i Ethana w tle.
Wszyscy byli uśmiechnięci, śmiali się. Jeremy delikatnie obejmował w talii
swoją dziewczynę, a dłoń Willa znajdowała się blisko dłoni Mar. Uśmiechnęła się
przez łzy. Jak bardzo by pragnęła by to była rzeczywistość. By Cienie nie
istniały. By Nyks nie próbowała wywołać wojny. Ona by pamiętała swoją
przeszłość. Wiedziałaby kim jest. Prawdopodobnie nie należała do tych czasów,
ale... Jednak tu czuła się jak w domu.
Ale ten dom został zniszczony.
Zanim z jej piersi wydobył się kolejny szloch po
okolicy rozniósł się głos dyrektora :
- Na razie tymczasowo zostaniecie odesłani do
waszych najbliższych rodzin. - wśród półbogów rozniosły się szepty - Jeśli
jednak takiej nie macie. A wiem, że jest to w miarę spotykane zjawisko -
spojrzenie czekoladowych oczy Gizzelda spoczęło na niej i na Willu -
Zostaniecie pod opieką waszych mentorów. Chyba, że ktoś z rodziny przyjaciół
okaże się chętny do zaopiekowania się wami. Wtedy możecie się podziać tam. Wasi
mentorzy was odprowadzą, bym miał pewność, że wszyscy trafili tam gdzie
powinni.
Gdy tylko głos dyrektora ucichł Nick złapał za telefon
i wykręcił czyjś numer.
- Halo? Babciu? No cześć. Tak to ja Nick,
przepraszam, ze tak wcześnie... Tak, Luna jest ze mną... No chodzi o to... że
Hacjenda spłonęła... Tak, nic nam nie jest. W porę uciekliśmy. I mamy na razie
zamieszkać u rodziny.... Tak wiem, że jesteśmy mile widziani, ale... Moi
przyjaciele... Tak, dwójka... Nie mają się do kogo wprowadzić, chyba, że
mieliby zamieszkać z mega nudnym facetem po trzydziestce, który umawia się z
moją mentorką... No wiem, jestem tego samego zdania babciu... To przygarniemy
ich, prawda? Tak, też cię kocham. Ale będą naleśniki? To dobrze... Będziemy
wieczorem. - chłopak pożegnał się i pokiwał głową z zadowoleniem.
- Nie musicie się męczyć u tego nudnego faceta... -
poinformował, akurat w momencie gdy podszedł do nich ich mentor - No hej,
Daniel.
Mężczyzna pokręcił z politowaniem głową.
- Domyślam się, że idziecie do babci Nicka? -
wszyscy pokiwali głowami. Daniel wyjął telefon z kieszeni i napisał coś do
kogoś. - Zawiozę was. Nie będziemy Phoebe ciągać. - machnął na nich ręką i
wszyscy ruszyli w stronę samochodu mentora Mar i Willa.
- A nie mówiłem? - szepnął do nich cicho Nick przez
śmiech.
Wsiedli do auta i odjechali zostawiając za sobą
tlące się ruiny Hacjendy. Po kilku godzinach dojechali na miejsce. Daniel
zaparkował przed średniej wielkości piętrowym domem, z ścianami pomalowanymi na
delikatny pastelowy żółty kolor. Do ciemnych drzwi wiodły schody, kończące się
niedużym gankiem. Spadzisty dach był z ciemnoszarych dachówek, prawie całkowicie
przykrytych śniegiem. Mar dopiero teraz zauważyła, że świat stał się biały.
Domek był uroczy. Zza okiem widać już było świąteczne lampki rozwieszone w
domu.
- Dzięki, Daniel! - rodzeństwo podziękowało i
wszyscy wysiedli.
Nick tanecznym krokiem wszedł po schodach w połowie
prawie się przewracając. Luna wyprzedziła brata i energicznie zapukała. Drzwi
otworzyła im młoda kobieta, mniej więcej w wieku Daniela.
- Nick! Luna! - zawołała uradowana, zza pleców
rodzeństwa wyłonili się też Mar i Will - Cześć. Jestem Rose. Ciocia Nicka i
Luny. Wchodźcie! - zaprosiła ich do środka.
Przedpokój, pomalowany na delikatny morelowy kolor,
nie był duży. Znajdowały się tutaj tylko wieszaki na kurtki, mała komoda, pewno
na buty, kapcie i ewentualne akcesoria. Nad komodą wisiało prostokątne lustro
za które były zatknięte jakieś karteczki. Po bokach lustra były naścienne lampy
dające oświetlenie całemu pomieszczeniu. Po lewej stronie wisiała skrzynka na
klucze. Zaczęli zdejmować kurtki i buty.
Z łuku prawdopodobnie prowadzącego do kuchni wyszła niska,
starsza kobieta. Wycierała ręce w szmatkę kuchenną.
- Nick! Luna! Chodźcie zrobiłam naleśniki! -
przywitała ich. Kiedy rodzeństwo pognało do kuchni, kobieta podeszła do lekko zakłopotanych
Marceline i Willa - Co tak stoicie. Chodźcie. Dla was też mam.
Zaprowadziła ich do kuchni i posadziła naprzeciwko
Nicka i Luny, którzy czekali na nich z posiłkiem.
- Itadakimasu!
- krzyknęła niebieskowłosa i zabrała się za naleśniki polane sosem
czekoladowym.
- Smacznego - przetłumaczył jej brat i wszyscy
zaczęli jeść.
Gdy Mar kończyła drugiego naleśnika do kuchni weszła
babcia Nicka.
- Skarbie, patrz co dla ciebie zrobiłam na święta. -
rozłożyła przed sobą biały, wełniany sweter z wyszytą lirą na środku - Podoba
ci się?
- Jest piękny, babciu - chłopak aż się wzruszył. - Zjem
i lecę się w niego przebrać.
Will nachylił się do Luny, zahaczając ramieniem o
rękę Mar.
- On tak na serio? - spytał, lekko załamany
zachowaniem przyjaciela.
- On ma całą kolekcję swetrów od babci. - pokręciła
głową - Ale kawaii* w nich wygląda.
Will westchnął w momencie, gdy Nick wrócił na swoje
miejsce.
Skończyli jeść. Rodzeństwo wytłumaczyło im, że
rodzinną tradycją jest po kolacji usiąść przy kominku i pograć w gry, pośpiewać
piosenki. Mar i Will niepewnie dołączyli do nich. Razem z nimi przy kominku
zasiadła również Rose, jej mąż i dwójka rozkosznych dzieci. Grali w karty,
jedną z gier Kaia i Jo, i pośpiewali kilka świątecznych piosenek. Mimo że był
początek grudnia w tym domu panował już zupełnie świąteczny nastrój.
Późnym wieczorem Marceline poszła do przydzielonego
jej pokoju, sąsiadującego z pokojem Willa. Długo siedziała wpatrując się w
gwiazdy za oknem. W końcu z myślą o Hacjendzie i z nadzieją, że koniom, o
których wcześniej zapomniała o co była na siebie strasznie wściekła, nic się
nie stało, zasnęła niespokojnym snem.
______________
*Kawaii z japońskiego znaczy słodkie.
Oto piętnasty rozdział!
Mam wielką nadzieję, że się Wam podoba.
Przepraszam, za wszelkie błędy, niedociągnięcia i tak dalej, ale jestem w połowie chora, i nie chce mi się myśleć zwłaszcza jak jutro zaczynam fizyką... -,-
W ogóle to nie wiem czy ktoś będzie to interesować, ale http://ask.fm/TheYoungDevil obiecany (nie do końca) ask :)
Rozdział dedykuję wszystkim kto komentuje, bo komentarze naprawdę mają dla mnie wielką wartość i jednak dają mi jakiegoś tam kopa w dupę, i zapał, który niestety pani od Chemii odbiera zapowiadając większy sprawdzian na ostatni tydzień szkoły -,-
Nie zanudzam
Laciata <3
Jeśli czytasz to skomentuj!!!
Ale Laciata!
OdpowiedzUsuńSzkoda że Hacjenda spłonęła...
Smutne to trochę.
Tak naleśniki muszą być!
I Luna mówiąca po japońsku.
Ogólnie to u babci Nicka i Luny było urocze... Kawaii można rzec ^^
Ave Luna!
UsuńNo wiem, że szkoda ale za cholere nie wiedziałam co napisać.
Naleśniki rządzą :3
Teraz będzie uroczo, ale wiesz że Cienie mogą wszystko zepsuć.
Cienie są złe! Jak Jeanine z Niezgodnej! xD
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu Jaquline ci się z nią kojarzy... Ale tak Cienie są złe
UsuńDruga! ( kurczę, nigdy nie jestem pierwsza...)
OdpowiedzUsuńZanim zacznę wychwalać twój niezmierzony talent, muszę jedną rzecz skrytykować. Mianowicie:
Eeee.... zaczekaj, wyleciało mi z głowy....
Mam! * przejście na grobowy głos*
Za mało dramatycznie. Hacjenda spłonęła, to powinaś troszkę bardziej emocjonalnie to opisać. To tak, jakby dom ci spłonął. Wyobraź to sobie. A ja odniosłam wrażenie, że to było coś takiego:
- dom nam spłonął.
- no.
- ale wiecie co, moja babcia nas przyjmie.
Sorry, że tak krytycznie, możesz się na mnie obracić, zezwalam. Ale trzeba dążyć do bycia coraz lepszyn, czyż nie?
A teraz przejdźmy do kwesti twojego talentu.
mnie tylko zastanawiam, gdzie go trzymasz. Bo zdecydoanie nie mieści ci się on w ciele. Może w jakimś hangarze?
nie, zastanawia mnie jeszcze jedno, gdzie ty do jasnej anielki trzymasz wyobraźnię? Bo wątpię by się zmieściła na terenie Polski.
ROZDZIAŁ BYŁ BOSKI, WIĘC CO TU WÌĘCEJ MÓWIĆ?
Rolga
P.s. Wesołych Świąt!🎅I wielu prezentów!
Dzięki wielkie za krytykę! To znaczy dla mnie najwięcej bo wiem co poprawić i co jest źle. Więc niech łaski na Ciebie spłynął za nie!
UsuńTalent trzymam w paluszkach
a wyobraźnie w główce. I ta wyobraźnia jest chooooora. i tak ją kocham
Dziękuje bardzo
Tobie też wesołych świat dużo prezentów i... czekolady!
Ciekoladki nigdy za dużo... XD
UsuńZa krytykę-nie ma za co.*Mówi wielce wstrząśnięta reakcją, bo takiej się nie spodziewała.*
a czego się spodziewałaś? ja przyjmuję krytykę z uśmiechem, bo wtedy wiem co robię źle i nad czym mam popracować xD więc znowu dzięki
UsuńCzekolada rządzi <3
A czekoladowe Mikołaje rozwalają system XD
UsuńMoje drugie zastrzerzenie to częstotliwość dodawania rozdziałów. Przez takie długie przerwy czytelnicy zapominają (chyba że są mną, która to ja przeczytała całość 20 razy).
I jest jeszcze Toffifee... ślinka cieknie XD
PRZECZYTALAS CALOSC 20 RAZY?! kurde podziwiam cie. ja bym juz miala dosc...
Usuńco do tej czestotliwosci... to mam tak. napisze rozdzial gdzies w tydzien gora dwa. ale to dodawanie przedluza sie do czterech tygodni dlatego ze przez dwa trzy tygodnie po napisaniu ostatniego rozdzialu nie mam weny co zrobic dalej. zawsze tak jest dlatego rozdzialy sa tak rzadko :/
ja kocham jeszcze ferero roche *.* to dopiero niebo w gebie
Przenośnia. Nie 20, sama niewiem ile.
UsuńTo mam dla ciebie pomysł: są ferie, zepnij się i napisz parę rozdziałów. Ale niewsadzaj ich od razu. Zostaw je i wkładaj po koleji, np: co dwa tygodnie. Przez ten czas pisz następne. A wene zabierz trochę koleżankom, albo komuś. Mnie często ona napada po przeczytaniu fajnej książki.
Ferero Roche nie lubię (przyjmuję pozycję obronną by odepszeć atak wściekłej laciatej)
Ale kocham kitkaty.
Ferero Roche rządzi!!!
Usuńchciałabym tak zrobić. Tak robiłam na poprzednim blogu.
Ale ja po prostu nie mam siły. Mi wena najczęściej przychodzi o 2 w nocy jak z przyjaciółką internetów pilnujemy, przeglądając odmęty internetu ( http://img6.demotywatoryfb.pl//uploads/201404/1398532669_ltd2kg_600.jpg ) xD lub oglądając głupie reklamy (stąd pomysł na sweterek Nicka xD) więc mi ciężko złapać wenę. A Lunie nie ukradkę bo mi bajkę na dobranoc od miesiąca ma napisać i w końcu ma na nią jako taką wenę więc...
ale pocieszę cię (chyba) ale planuje kolejnego oneshoota. Planuje xD Pisze. I na to mam więcej weny niż na rozdział, niestety :/
A o czym? - pyta bardzo ciekawa.
UsuńTwoje oneshooty bardzo jej się podobają. A najbardziej ten z poprzedniego bloga w drugiej osobie i o wiktoriańskiej Anglii z bohaterami z Percy'ego.
To się o drugiej w nocy pisze!
ale o drugiej w nocy to ja nie włączam kompa.
Usuńnie zdradzę o czym, bo nie umiem tego opisać
ale po tej piosence miałam na niego wenę https://www.youtube.com/watch?v=p-YDcDksuME kocham to *.*
Ciesze się, że lubisz moje one shooty xD ten z drugiej osoby jest porąbany. i to nieźle. To z Rozpruwaczem też. Przydałoby mi się jego biografie przeczytać... ale to i tak pewno nie był prawdziwy Rozpruwacz... w końcu dowiedli że to był ten polski rzeźnik... chyba rzeźnik. Bynajmniej z polskimi korzeniami
Hejka przepraszam, że wcześniej nie komentowałam, ale to pierwszy raz kiedy czytam twojego bloga na kompyterze, a nie na telefonie.
OdpowiedzUsuńKocham twojego bloga i kocham Willa :3 Czekam na next i weny życzę ;)
Przepraszam za reklame, ale zapraszam na mojego bloga ;33
http://inna-historia-herosow.blogspot.com/
Lolita ;33
nic sie nie stalo. ale bardzo sieciesze ze skomentowalas
Usuńja tez kocham Willa (glownie dlatego ze to polaczenie moich ulubionych meskich bohaterow z wiecznym okresem. bynajmniej ja mam takie wrazenie)
dziekuje :* ciesze sie ze lubisz tego bloga