wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział X

- Mar? - lekko zaniepokojony głos Willa przedarł się przez błękitną zasłonę i kobieta zniknęła, a razem z nią błękit.

Marceline zamrugała kilkukrotnie.
"Twoją matką, Marceline"
Czyli to była Hekate? Ale Selene nazywała ją swoją córką. A ta kobieta była najzwyklejszą śmiertelniczką.
Czy aby na pewno jak najzwyklejszą?
W tej kobiecie było coś znajomego. Coś co poruszyło serce Marceline. Jakby... coś z jej przeszłości.

Natłok myśli przerwał Will, który usiadł przed nią i złapał ją za rękę.
- Hej... - delikatnie odgarnął jej włosy z twarzy wolną ręką - Co jest?
Marceline pokręciła głową, walcząc ze łzami. Chciała jeszcze raz zobaczyć tą kobietę. Zadać jej pytania. Było w niej coś znajomego. Coś co Marceline kochała.
Do szyby oddzielającej jej salę od korytarza zapukał Daniel. Kiwnęła głową zapraszając go do środka. Mężczyzna wszedł i od razu zażądał wyjaśnień. Will streścił mu wszystko, a Marceline opowiedziała jeszcze o tej kobiecie.
- Tak przypomnę, że "Wielka Pani Nocy" - nakreślił palcami cudzysłów - powiedziała, że Mar nie jest córką Selene. A Ta mimo to uparcie mówiła o tobie "moja córka"
Daniel usiadł zrezygnowany na krześle przy łóżku.
Po długich dyskusjach na temat staruszki, Ciemnej Kobiety, mocy Marceline Daniel i Will rozeszli się do swoich pokoi, a Mar ponownie została sama.

***
Will

Willowi przyśnił się jego ojciec.

Zeus siedzi na dużym fotelu w moim starym domu, a ja siedzę na stole na ukos niego.
Tyle, że to nie jestem dziewiętnastoletni ja tylko dziesięciolatek, który powstrzymuje łzy i patrzy się tępo w podłogę
. Teraźniejszy ja stoję obok niego i przypatruję się tej scenie.
Zeus podnosi wzrok ze swoich dłoni na mnie. Ale nie na tego dziesięcioletniego mnie, jak myślałem, tylko na tego dorosłego mnie.
- Synu... Powiedz mi... Kim jest ta dziewczyna przy której ciągle się kręcisz?
No tak... czuję lekkie ukłucie, Zeus ma gdzieś swoje dzieci, szczególnie Lily i Rillianne.
- Marceline? Córką Hekate. - odpowiadam. Nie czuję zbytniej potrzeby mówienia mu o Selene i o staruszce, które nazwały się matkami Mar.
Bóg piorunów unosi brew.
- Twojej matce lepiej szło okłamywanie bogów. Mów prawdę.
Spuszczam głowę jak moje dziesięcioletnie ja. Na wzmiankę o matce zaciskam pięści i mrużę oczy by nie dopuścić do nich tych kropelek, które nie zawitały tam od dziewięciu lat. Po chwili jednak otwieram oczy i się prostuję, przyjmując arogancką postawę.
- Moja Marceline jest piękną i wielce utalentowaną dziewczyną , do której nikt inny nie ma prawa. A takiego podejścia do kobiet nauczyłem się od ciebie. - odpowiadam pewnie. Marceline jest tylko moja i nikt, nawet Lordly tego nie zmieni.
Ojciec śmieje się, a jego śmiech toczy się echem po całym domu. Jednak szybko poważnieje.
- Mówisz, że jest wielce utalentowana i piękna? Jak ona? - Zeus wywołuje tęczę i nakazuje Iris pokazać mu "dziewczynę z gwiazd". Na tęczy ukazuje się Marceline ubrana w chiton. W rękach trzyma gliniany wazon i uśmiecha się do kogoś. Jej skóra ma dużo ciemniejszy odcień niż tej którą znam, ale to wciąż jest moja Marceline. Za jej plecami widać było jakieś miasto.
- Tak - mówię niepewnie. Ten obraz wydaje mi się dziwny - To Marceline.
Tęcza znika.
- Selene zapłacisz za uwolnienie jej... - warczy Zeus, w sposób prawie godny Lordliego, via Wilkołaka - Masz się trzymać od niej z daleka.
- Czemu? - udaje mi się zapytać nim wszystko się rozpływa.

***
Marceline

Marceline przeleżała w szpitalu jeszcze tydzień. W między czasie staruszka ukazała jej się jeszcze dwa razy , ale tylko sie uśmiechała i znikała. Z Danielem doszli do wniosku, że Marceline potrafi komunikować sie ze zmarłymi, a ta staruszka to Greczynka ze starożytności. Tylko nazwała się matką dziewczyny?
Will nie zjawił się u niej ani razu, za to Ethan przychodził codziennie, przynosił jej bukiety kwiatów i przepraszać za swoje zachowanie. Marceline przyjmowała wszystko z uśmiechem.
- Przecież nic się nie stało. - odpowiadała za każdym razem.

W końcu Marceline mogła wyjść ze szpitala. i pierwszym miejscem do jakiego się udała była stajnia.
- Sybil! - pisnęła i pognała do boksu ulubionej klaczy.
- W stajni się nie krzyczy i nie biega. - doszedł ją znudzony głos z boksu na przeciwko.
- Will? - szepnęła z nadzieją. Cały tydzień go nie widziała. Martwiła się o niego i już myślała, że coś mu się stało. Na szczęście nic.
- I wy mi mówicie, że ona go nie kocha. - usłyszała głos Damona.
Marceline skuliła się zawstydzona.
Z boksu wyłonił Will, prowadząc ogiera, posłał jej karcące spojrzenie i wyszedł ze stajni.
- Cały tydzień się tak zachowuje. - powiedziała Sybil lekko zmartwionym tonem - Ale... gdzie dziś jedziemy? Proponuję plażę. Może i mamy październik, ale dziś jest wspaniała pogoda. Marzę by zanurzyć kopyta w wodzie!
- Ale... przecież ja tylko raz jeździłam - zaprotestowała - Do tego spadłam.
- To, że spadłaś to trochę moja wina. A jeździsz doskonale! Dawno nie miałam takiego jeźdźca!
Marceline zarumieniła się miło połechtana. Nagle naszła ją pewna myśl.
- A Will i Damon gdzie pojechali? - spytała opierając dłonie na biodrach.
 Sybil cofnęła sie kilka kroków w głąb boksu.
- N-nie w-wiem. - wyjąkała
Merceline zaśmiała się i ogłosiwszy decyzję o wybraniu się na plażę, zajęła się szczotkowaniem klaczy, cicho z nią rozmawiając. Uśmiech nie schodził jej z twarzy.
W pewnym momencie, gdy już kończyła czyszczenie konie stały się trochę niespokojne.
- Mar? - usłyszała głos Ethana.
- Tutaj! - zawołała śpiewnie i odkładając zgrzebło wyszła z boksu.
Chłopaka spotkała przy siodlarni. Weszli do pomieszczenia i Mar wzięła sprzęt Sybil, ledwo utrzymując ogłowie. Ethan nie zaoferował jej pomocy, czego nie mogła nie zauważyć.
Konie wciąż się nie uspokajały.
- Zabierz go stąd!  - nakazał jej Sun, a kilka innych głosów dołączyło do niego.
Marceline się skrzywiła. Zostawiła siodło i ogłowie przy boksie Sybil i pociągnęła Ethana do siodlarni.
- Tak będą spokojniejsze. - powiedziała do siebie zamykając drzwi.
- Kto? - spytał, a raczej warknął czym sprawił wrażenie bardzo niezadowolonego z jej słów.
- Konie. Biedactwa są niespokojnie, kiedy tu jesteś.  - odpowiedziała i odwróciła się do niego z uśmiechem, czując że powoli zaczynają ją palić policzki.
Ethan lustrował ją wzrokiem, jak wilk lustruje sarnę, którą zamierza zabić i pożreć. Po krótkiej chwili podszedł do Marceline, oparł dłonie po obu stronach jej twarzy. Nie zdążyła nawet mrugnąć a on ją całował.
- Jak mi tego brakowało... - wymamrotał z ustami na jej ustach.
Marceline sięgnęła dłońmi do jego karku chcąc wpleść palce w te nieliczne dłuższe kosmyki plątające się na jego karku, ale napotkała tylko krótkie, lekko kłujące ją w ręce włoski. Jej palce zamarły, gdy uświadomiła sobie czego oczekiwała.
- Proszę, proszę... - do jej uszu doszedł czyjś głos - Widzę, że powstrzymujesz swoją zefirowską naturę za pomocą Marceline, Lordly.
Mar odskoczyła od Ethana i skuliła głowę w ramionach.
W drzwiach stał, oparty o framugę Will z rękami zaplecionymi na piersi.
- Nie przeszkadzajcie sobie. Co nie zmienia faktu, że - zwrócił się do Marceline - on cię tylko wykorzystuje by odwrócić swoją uwagę od kogoś innego.
Spojrzała na niego zdziwiona, ale Will już nie zobaczył jej wzroku bo wyszedł. A Ethan był widocznie wściekły.
- Nie słuchaj go. Plecie bzdury. - warknął i wyszedł, ciągnąc Marceline za sobą.
- Ethan, puść mnie. - pisnęła cicho - Mam zajęcia.
Chłopak mrugnął kilkukrotnie.
- Przepraszam. - mruknął i puścił Marceline, nie zauważając jej kłamstwa. Dopiero wyszła ze szpitala. Daniel nigdy nie posłałby jej do stajni. Ethan pocałował ją w policzek i wybiegł ze stajni.
- W stajni się nie biega. - powtórzyła słowa Willa i zajęła się siodłowaniem Sybil.

Po stajni rozniósł się śmiech dziecka i tupot stópek, kiedy Marceline zapinała popręg.
- Nie wierzę, że braciszek zainteresował się taką dziewczynką. - Mar usłyszała słodki, dziewczęcy głosik.
- Tak, tak, Lily. Też nie mogę tego zrozumieć. - dołączył się damski głos.
W drzwiach boksu stanęła wysoka, szczupła kobieta. Miała na sobie piękną granatową suknie, a jej szyję zdobił naszyjnik z połyskujących diamentów. Sama kobieta była bardzo blada, ale jej oczy błyszczały pięknym odcieniem niebieskiego. Marceline te oczy wydawały się znajome, ale nie potrafiła ich teraz skojarzyć. Po chwili obok kobiety stanęła mała dziewczyna, tak samo blada, z takimi samymi oczami.
Kobieta postąpiła kilka kroków do przodu.
- Nie mogę zaprzeczyć. Brzydka nie jesteś. Ale chyba nic w tobie specjalnego. - powiedziała, przyglądając się Marceline.
- A potrafisz rozmawiać z konikami? - spytała Lily, splatając rączki za plecami i przekrzywiając głowę - Willy zawsze lubił konie.
- Wciąż lubi. - poprawiła ją matka lekko znudzonym tonem - Przecież poszedł jeździć.
- Willy? - powtórzyła Marceline - Will? Jesteś siostrą Willa? - zwróciła się do kobiety - A pani jego matką?
"Jaka matka taki syn. Jak to się sprawdza w twoim przypadku" rozbrzmiały w jej głowie słowa Ethana i ujrzała wyraz oczu Willa po tym jak je wypowiedział.
Co ta kobieta zrobiła?
- Do-kła-dnie - przesylabowała Lily z każdą sylabą przekrzywiając głowę na prawo i lewo.
- Jacquline Evel we własnej osobie. Ale myślę, że chyba znasz to nazwisko. - powiedziała kobieta z dumnym uśmiechem.
Marceline pokręciła głową.
- Nazwisko Evel oczywiście znam. Ale o pani nigdy nie słyszałam.
Kobieta zacmokała.
- Jak to możliwe. - westchnęła lekko urażona, podeszła do Marceline i wzięła jej brodę w dwa palce, poczym cofnęła się z przerażeniem w niebieskich oczach. Mar juz wiedziała czemu wydały jej się znajome. Will miał identycznie oczy. - Lily... Wracamy.
- Ale mamo! - zaprotestowała dziewczynka, zostając w boksie mimo nakazu matki.
- Chodź dziecko! - krzyknęła i wzięła córkę za rękę - To przed nią ostrzegał nas wujek Apollo.
- Na prawdę? - podekscytowała się dziewczynka i wyrwała rączkę z dłoni matki - Willy kocha dziewczynkę-gwiazdkę? Pokaż jakąś sztuczkę z... - zamyśliła się przez chwilę przykładając wskazujący paluszek z krótkim, pomalowanym na granatowy kolor paznokciem - ogniem?
Marceline wpatrywała się w dziewczynkę osłupiała, a jej matka stała obok co chwila ze strachem zerkając na dziewczynę.
Dziewczynka-gwiazdka?
- Słucham?
- No przecież wujek Hefajstos dał ci władzę nad ogniem. - wymamrotała, robiąc dziubek, co lekko zniekształcało jej słowa - Tak jak ciocia Demeter nad ziemią, wujek Posejdon nad wodą, a tatuś nad powietrzem.
- Lily, idziemy - ostatecznie nakazała Jacquline i wzięła córkę na ręce, po czym wyszła ze stajni.
Marceline dopiero teraz zauważyła znikającą, błękitną poświatę.
Matka i siostra Willa były martwe?
Będę musiała spytać Daniela. - pomyślała Mar i wyprowadziła Sybil z boksu tłumacząc jej z kim rozmawiała.
- Jacquline Evel to manipulantka, zdrajczyni i kłamca. tak omamiła Zeusa, że prawie odstąpił jej tronu Hery. Ale to za długa historia. Jedziemy na plażę! - zarządziła Sybil.

Jak klacz powiedziała tak Marceline zrobiła. Wyprowadziła ją z stajni, poprawiła popręg, wsiadła na nią i kłusem ruszyły w stronę plaży.
___________________
Oto rozdział iks, znaczy dziesiąty.
Drugi z dwóch "marokańskich rozdziałów" napisanych na wakacjach. Bo ja nie mam co robić na wyjazdach tylko rozdziały pisać.
Szczerze mówiąc jestem z niego o wiele bardziej zadowolona niż z poprzedniego. Sen Willa podoba mi się chyba najbardziej. No i postać Lily.
Mam nadzieję, że się podoba i przepraszam za błędy.
I oficjalnie ogłaszam, że dopóki nie będzie... hmm... 15 komentarzy rozdziału XI nie będzie. Nie znaczy to jak, że wybije 15 to rozdział będzie od razu bo ja też muszę go napisać. (coś mi to zdanie dziwnie brzmi, ale okay)
Nie zanudzam
Laciata <3
Jeśli czytasz to skomentuj!!!

18 komentarzy:

  1. Ave Laciata.
    Fajny rozdział :)
    Will zachowuje się trochę jak taki jeden gościu co go nienawidzę...Też zazdrosny też myśli że wszystko może mieć...
    A w stajni się nie biega :P
    A matka Willa imieniem i może lekko zachowaniem przypomina mi Jeanine Matthews z Niezgodnej :)
    A ten sen to nawet fajny :D
    A Lily słodka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ave Luna
      dziękuję :D
      Will się tak zachowuje. Takie mała mieszanka Willa Herondale'a, Logana Quinna i Takumiego Usuiego xD
      W stajni się nie biega.
      Jeannie z Jacquline? Nie bardzo jakoś :/
      Cieszę się.
      Lily jest słodziutka :3

      Usuń
    2. Moich skojarzeń się nie czepiaj.

      Usuń
  2. Świetny rozdział!!!!!! <3
    Will :3
    Ethan !! Grr..... -,- Jak ja go nie lubię -.-
    Lily soł słit!!! :3 :3 Dziubek ale fochnięta Marcysia... HAHAHHAHA XDDD
    Damon... :3 *.*
    DAWAJ NEXT'A!!!!!!!
    Kocham <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tego nexta to ja napisać muszę!
      Ja też nie lubię Ethana nie martw się.
      Damon <3
      Tak Lily jest przesłodka :3
      A Will najcudowniejszy <3
      <3 arigatou gozaimasu <3

      Usuń
  3. No, i wszystko się zmieniło... Teraz lubię Willa, a nienawidzę Ethana!
    A w ogóle, to cześć! :D Przepraszam, że nie komentowałam poprzednich rozdziałów, ale obóz harcerski mi na to nie pozwalał... :(
    Jesteś w Maroko? Ja tam jadę za tydzień! :D I strasznie się cieszę, bo nigdy tam nie byłam :D
    Lily jest słodka, ale zastanawia mnie ta matka Willa... Czy dobrze zrozumiałam, że ona jest zła i... martwa? Ale rozdział genialny, tak jak poprzedni :D Nie mam teraz czasu na pisanie komentarza, ale, wierz mi, że bardzo mi się podobał ten rozdział! :)

    Pozdrawiam, weny życzę i czekam na next,
    Spite

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciesze sie bardzo ze ci sie podoba.
      w Maroko nie jestem bo juz wrocilam. i to dawno (15 lipca) a moge zapytac do jakiego miasta jedziesz? (zycze ladnej pogody, bo ja przez prawie tydzien w bluzie chodzilam)
      tak matka Willa jest martwa tak samo jak Lily. no i zla to chyba dobre okreslenie.
      wiem ze bylas na obozie. pisalas na swoim blogu :D

      Usuń
    2. Podejrzewałam, że wiesz, ale wolałam się jeszcze raz usprawiedliwić, co szkodzi?
      Mam nadzieję, że pogoda będzie ładna, ale szczerze mówiąc, to nie za bardzo wiem, do jakiego miasta jadę... Może to ignorancja z mojej strony, ale się nie zapytałam.
      Lubię, kiedy jest dużo złych charakterów, wtedy historia jest o wiele ciekawsza. Tylko to dziwne, że ktoś jest zły i martwy... To drugie zazwyczaj wyklucza bycie złym, zresztą tak samo bycie dobrym, lub "bycie", jako ogólne pojęcie... Ale cóż. Ten wątek zapowiada się ciekawie :)

      Pozdrawiam,
      Spite

      Usuń
    3. ja tam do dnia wylotu nie wiedzialam dokad jade :D
      z ta matka to jest tak... no ona jesty martwa, ale byla zla. i zapoczatkowala cos co od nastepnego rozdzialu wejdzie w zycie. znaczy poznamy to bo juz dawno weszlo w zycie.
      powiedzmy tak.
      matka zaczela a ktos inny to skonczy. no :)

      Usuń
    4. No, to znaczy, że nie jestem AŻ taką ignorantką ;P
      Widzę, że zapowiada się ciekawa i zawikłana historia :) Extra :D

      Pozdrawiam!

      Usuń
    5. nie wiem czy tak zawikłana ale się postaram to jakoś tak fajnie zrobić. Dzięki :)
      No nie jesteś xD

      Usuń
  4. świetny rozdział :D jest coraz to ciekawiej, nie mogę doczekać się już następnego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziekuje :D
      nastepny rozdzial czeka na przepisanie... -,- i po co ja pisze w zeszycie?

      Usuń
  5. I 15 KOMENTARZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. (Nadrobiłam brak komentarzy, bądź ze mnie dumna)

      Usuń
    3. yay, cieszę się bardzo :D

      Usuń